sobota, 29 grudnia 2012

wyznanie

Wczoraj wieczorem czytałam Tysi w łóżku Pojedynek z serii Magiczne Drzewo Andrzeja Maleszki. Nie mogłyśmy się oderwać, a jak już nam się udało to zaczęłyśmy się tulić do snu. Tulę Tysię i mówię:
- Kocham Cię Tyśka.
M: Nie musisz mi tego mówić, mamo.
Ja: Dlaczego?
M: Bo ja to wiem.
Ja: Tysiu, a co to znaczy kochać kogoś?
M bez zastanowienia: To znaczy tak bardzo lubić z kimś być, że aż nie chce się z tym kimś rozstawać. Ja tak mam właśnie z Frankiem. 

piątek, 28 grudnia 2012

relaks matki

Chciałabym zburzyć wszelkie mity, że matka jest jak cyborg i odpoczynku nie potrzebuje. Potrzebuje i to niejednokrotnie więcej niż nie-matka.
Dziś siedząc w biurze pomyślałam sobie, że jestem tak zmęczona, że mogę to porównać jedynie ze stanem po porodzie i kilku nieprzespanych (bo karmienie)  nocach. Ok. 15 pojechałam po sajgonki do szkoły a z nimi do Manekina na naleśniki. Po naleśnikach do domu, w którym "padłam". Przyjechał eSBek i - po odwołaniu wieczornego spotkania z przyjaciółką przy winie, na które umówiłam się bardzo spontanicznie dziś rano - stwierdziłam, że wejdę do wanny, żeby trochę odpocząć. Po dwóch minutach, weszła Lili krzycząc, że chce kupę. Podczas produkcji kupy bawiła się samochodem i bombką. Samochód spadł, poprosiła mnie o podniesienie. Wyszłam z wanny i podniosłam. Po paru minutach wrzasnęła: Już!!! Zawołam eSBeka, żeby pomógł Lili. Przyszedł, pomógł  i wyszedł - po skarpetki, bo Lili zdjęła rajstopki i postanowiła założyć same getry i baleriny. Wrócił ze skarpetkami i założył je. Ja cały czas w wannie. Jak wyszli, odetchnęłam i na nowo zaczęłam relaks. Zanurzyłam się cała w wodzie i nagle usłyszałam płacz Tysi, która wpadła do łazienki. Wynurzyłam się i zapytałam o co chodzi. eSBek nie pozwolił Tysi, aby dłużej obok niej na sofie leżała Lola. Za Tysią wpadł do łazienki eSBek, który zaczął jej tłumaczyć, że Lola nie może leżeć na sofie. Tysia zaczęła jeszcze głośniej płakać. W tym czasie do łazienki weszła również Lili. Zapytałam, czy oni wszyscy muszą akurat tu i teraz załatwiać wszystkie domowe problemy. Usłyszałam od eSBeka, że sama nawarzyłam piwa, bo zgodziłam się na leżenie Loli na sofie. Wyrzuciłam ich wszystkich z łazienki. Tysię z płaczem, Lili bez, a eSBka nie narzekającego. Po chwili pod drzwiami zaczął miauczeć Biszkopt.
Relaks matki skończył się zanim jeszcze się rzeczywiście zaczął.


środa, 26 grudnia 2012

pomysłowy Mikołaj

W tym roku prezenty musiał biedak zostawić na parapecie okna kuchennego. Tysia postanowiła, że po wigilijnej kolacji usiądzie pod choinką i będzie czekać na Mikołaja. Jak postanowiła Tysia zrobiła i Lili. Usiadły pod drzewkiem i na zmianę śpiewały Mikołajowi piosenki. I Mikołaj musiał zrzucić podarki z drugiej strony domu. W sumie ciągle wierzą w jego istnienie. Lili jakby mniej niestety.

sobota, 15 grudnia 2012

nieobecność szkodzi

W piątek odebrałam sajgonki z przedszkola i szkoły. Tysię pierwszą, żeby nie narzekała, że jak już po nią przychodzę to zawsze z Lili. Więc tym razem poszłam z Tysią po Lili, ale to rozwiązanie też nie było dobre, bo sajgonki szalały w szatni przedszkolaków przez pół godziny, aż musiałam przywołać Lili do porządku, co jej się oczywiście nie spodobało i zaczęła płakać. W takim nastroju wsiadłyśmy do samochodu, po czym Lili powiedziała:
- Mama jest głupia, Tysia jest głupia i ja też jestem głupia.
Na co Tysia:
- Lilusia, mama jest mądra, ty jesteś mądra i ja też jestem mądra.
Lili spojrzała na Tysię i powiedziała:
- No dobla! To tata jest głupi!

środa, 12 grudnia 2012

koniec z Koszmarnym Karolkiem

Tysia uwielbia Koszmarnego Karolka i niestety co rano zachowuje się właśnie jak on. Gdy po południu mam prawie anioła w domu (permanentnych wybuchów energii nie uważam za objaw "diabelstwa" a zrzucam wszystko na naturę Tysi) i pytam dlaczego rano jej zachowanie jest takie okropne to Tysia w zgodzie ze swoją logiką odpowiada, że ona po prostu musi rano dojrzeć, żeby być zuchem cały dzień. Jak zaczyna lekcje to podobno jest już grzeczna i spokojna.
Dziś rano jednak nie wytrzymałam Tysiowego narzekania i szukania dziury w całym. Kiedy po raz kolejny powiedziała "kurde!" i tu padł stos słów wypowiedzianych podniesionym tonem, powiedziałam:
- Tysia, jak jeszcze raz padnie słowo "kurde" to do Świąt nie możesz zjeść ani jednego słodycza!
T: No kurde!
Ja: Ok, Tysia do Świąt nie masz ani jednego słodycza!
T: No nie, kurde!!!!

środa, 5 grudnia 2012

na niby

Po wieczornej kąpieli zmęczona Lili rąbnęła piżamkami o podłogę. Nie chcąc kontynuować tematu powiedziałam jej, że mam nadzieję, że Mikołaj nie przelatywał gdzieś blisko i nie widział, że nie zachowywała się jak zuch. Na co Lili:
- Mamo, nie mów tak! Mikołaj jest na niby i lenifery też są na niby! Nie ma Mikołaja!!!!

Popatrzyłam na naszego trzylata ze zdziwieniem i lekko zrozpaczona. Sytuację uratowała Tysia, która z pobłażliwością rzekła do Lili:
- Lila, czy Ty myślisz, że mamie chciałoby się w nocy wstawać, żeby włożyć prezenty do naszych butów????

Mam nadzieję, że Lili wierzy, bo Tysia na pewno.  

niedziela, 2 grudnia 2012

mądry dzieciak

Tysia była na noc u kuzynostwa. Jak tego małego energerizera nie ma w domu to się nawet człowiek wyśpi. Bo Lili przytulanka - po tym jak już przywędruje do nas w nocy -  nie wstaje z łóżka dopóki leżę ja. To się dziś wyleżałam i jak eSBek wrócił z porannych biegów to jeszcze się kokosiłyśmy w łóżku, a było już przed 9.
Ale do rzeczy. Spędziłyśmy dziś z sajgonkami spokojne popołudnie. Przebrały się za Pippi, zjadły fajną kolację i położyłam je do łóżek. Po czym Tysia powiedziała mi, że ma nauczyć się kolędy, co ma Betlejem w tytule. Puściłam jej z płyty: Dzisiaj w Betlejem i okazało się, że to to. Pośpiewałyśmy i mówię do Tysi:
- Tysia, musisz mówić mi, jeśli potrzebujesz pomocy, ja sama się nie domyślę, a jestem po to, żeby Ci pomagać.
T: Naprawdę?
Ja:  Tak, a Ty myślałaś, że po co?
 T: Po to, żeby żyć.

W sumie racja.


środa, 28 listopada 2012

sajgonki listy piszą

do Świętego oczywiście.
Tysia któregoś dnia usiadła u nas w łóżku wzięła sprzęt pisarski i moją ozdobną papaterię, zgarnęła Lili i napisała dwa listy do Świętego.
Lili przepytana na okoliczność, co chciałaby dostać, rzekła:
"Kochany Mikołaju! flet róziowy, lusterko róziowe i do malowania ocz, teś róziowe!"
Tysia po napisaniu powyższego zapytała: Może jeszcze jakąś książkę?
L: Tak!  Poczitaj mi mamo trzy. Lila i namalowane serduszko.
List został zapakowany do koperty.
Przyszedł czas na list Tysi, która napisała:
"Kochany Mikołaju Magiczne drzewo 4, Lego Friends, Lego Dinozaury i Koszmarny Karolek płyta".
Ten list również został zapakowany w kopertę i wraz z listem Lili złożony na parapecie w pokoju sajgonek.
Aktualnie czekają na Świętego.

środa, 14 listopada 2012

Wiktorek

Któregoś dnia wieczorem podczas kąpieli sajgonek Lili zapytała mnie:
- Mamo, a urodzisz mi małego Wiktorka?
Ja: A chciałabyś braciszka?
L: Taaakkk!!!!

Tysia następnego ranka przyszła do mnie do łóżka i popatrzyła ze smutną minką. Zapytałam o co chodzi. A ona na to:
- Mamo, bo ja się boję, że ty spełnisz marzenie Lili. A ja tego nie przeżyję drugi raz.

niedziela, 11 listopada 2012

4+

Udało nam się, choć w sumie nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca.
Chodzi o to, że Tysia dostała 4+ z pisania, i poinformowała mnie o tym standardowo - przy okazji jakiejś rozmowy, podczas której jej się akurat to przypomniało, dokładnie tak jak o 5 i 6, które dostaje.
Nasza Tysia zupełnie nie zwraca uwagi na oceny, zdobywa wiedzę z czystej ciekawości, a że przy okazji jakąś ocenę dostanie, to właściwie ok, że jest. Cała nasza Tysia, ale jestem z niej bardzo dumna.
Pamiętam swoją pierwszą 4+, pamiętam z czego dostałam - też w pierwszej klasie, ze ślimaczków - jeden wyszedł mi nie do końca prosty i Pani postawiła mi 4+. Pamiętam swoją rozpacz, płacz i to, że nie chciałam wrócić z tą 4+ do domu. I strasznie długo zwlekałam, żeby powiedzieć mamie. Pamiętam jak o tym myślałam. A miałam zaledwie 7 lat.
Tysia o ocenach mówi mi przy okazji. I mam nadzieję, że wkładane jej od małego, że nie musi być we wszystkim najlepsza i, że powinna robić to co najbardziej lubi, przynosi pierwsze efekty. Zobaczymy, jak i co dalej.
 

wtorek, 6 listopada 2012

przemyślenia Tysi

Nie wiem jak zacząć, ale Tysia ma pewne przemyślenia o życiu, które werbalizuje w jedyny, niepowtarzalny sposób.
I tak, parę dni temu, kiedy miałam zleceń od cholery i ani siły ani czasu na aktywności lub po prostu zwykłe pobycie z sajgonkami, Tysia spojrzała na mnie rano i powiedziała:
- Jestem samotna jak mały paw.
Zdziwiona zapytałam:
- Czemu paw?
- Nie wiem. Samotna jak mały paw bez mamusi.
Smutno mi się zrobiło.

Dziś po basenie, Tysia miała gorszy dzień na bogu ducha winną Lilę. W takich sytuacjach wszystkie problemy Tychuli sprowadzają się do tego, że urodziła się jej młodsza siostra, czego nie omieszkuje Lili wytknąć. W pewnym momencie musiałam zareagować i przystopować jej zachowanie w stosunku do młodszej sajgonki. Tysia popatrzyła na mnie i powiedziała:
- Czuję się jak zabity kot. Ale nie czuję jakbym była w niebie po tym zabiciu i było mi bardzo dobrze. Czuję się tak, jak kot, którego zabijają i cierpi.

To wymagało już dłuższej rozmowy.
  

środa, 31 października 2012

flet

W związku z tym, że się oziembiło, do głowy dziś rano przyszedł mi Mikołaj. Więc pytam sajgonki, co chciały by dostać pod choinkę. Na co Lili:
- Flet!
Patrzymy na nią z eSBekiem i lekko zdezorientowani, pytamy jaki miałby być ten flet.
Na co Lili:
- Róziowy, z takimi małymi guziczkami!

Tysia znów z nas zakipła, twierdząc, że nie powie nam, co chciałaby dostać od Mikołaja, bo on już to wie. I masz babo placek.

poniedziałek, 29 października 2012

pink

Różowy to ukochany kolor młodszej sajgonki i kolor, którego nie trawi w żadnym wydaniu starsza sajgonka. Cóż, kto powiedział, że dzieci z dwojga tych samych rodziców muszą być do siebie podobne. Nasze tylko w wariactwie są idenyczne, każda inna kwestia bardzo je różni.
Lili przyszła do mnie w sobotę i mówi:
- Mamo, kup mi róziowy czepek i róziowy strój kąpielowy.
Ja: Lili, ale przecież masz różowy strój z dwiema czarnymi wisienkami.
L: Mamo, ale ja chcę cały różowy, bez wisienek!

Przy niedzielym śniadaniu Lili pyta eSBeka:
L: Tato, kupisz mi telefon?
S: Ale dlaczego ja?
Ja: Prawdopodomnie dlatego, że znasz się najlepiej na telefonach.
S: Dobrze Lili, jaki mam Ci kupić? Samartfona, czy jakiś inny?
L: Róziowy!
Na co Tysia: Ja chcę samrtfona, kolorystyka w sumie nie ma znaczenia.

Dziś rano z kolei Lili pyta:
Rodzice kupicie mi papugę?
Ja: Prawdziwą?
L: Tak! Taką róziową! Co będzie gadała! I rano będzie mówiła: Lili wstań! Lili umyj zęby! Lili ubierz się!

Nasza różowa sajgonka jest piekielnie inteligentym trzylatem. Musi być. Tysia ćwiczy ją codziennie i na wszystkie sposoby. Wczoraj w samochodzie z uporem manaiaka przepytwała Lili z kolorów po angielsku. W ten sposób Lili zna już wszystkie podstawowe kolory w tym języku, ale i tak najukochańszym pozostaje pink;)

dziś w radio usłyszałam, że...

... Halloween to święto satanistyczne, na którym odprawniane są praktyki okultystyczne. I jak ja mam teraz wytłumaczyć to zjawisko sajgonkom,  starszej, która noc z piątku na sobotę spędziła w szkole oglądając horrory z okazji Halloween i młodszej, która w ciągu dnia w przedszkolu była przebrana za słodką Wiedźmę Kitty?
Cóż, zostawię tę kwestię tym, którzy lubują się w wyolbrzymianiu problemów, które nie istnieją.  

tabliczka schorzenia

Tysia przy niedzielnym śniadaniu mówi do eSBeka:
- Tato, a zapytaj mnie, ile to jest 3 i 3 i 3.
S: Tysia, ile to jest 3 i 3 i 3?
T: 9!
Ja: Ok, Tysia, a ile to jest 3 razy 4?
T: 12!
Ja: Tysia, Ty umiesz tabliczkę mnożenia!
T: No, i wiem ile to jest 10 razy 10!
Ja: Ile?
T: 100!
Ja: No, a skąd Ty znasz tabliczkę mnożenia?
T: A mam w zeszycie na okładce, to się na przerwach uczę!

To takie uczenie się z ciekawości i wytrwałość w tym to po eSBeku niewątpliwie.

sobota, 20 października 2012

wałkowanie

Od dłuższego czasu wałkuję następujący temat: jak pogodzić dom z pracą, pracę z domem, dopieszczenie dzieci z wykonywaniem na maksa zadań dla klientów, zastępowaniem dzieciom ojca, którego w domu ostatnio brak. Jak to wszystko pogodzić i jeszcze znaleźć chwilę dla zamęczonej wyrzutami sumienia duszy (bo dzieci odbierane nie przez matkę tylko opiekunkę, bo zamiast spokojnie przyjmować ich wieczorne zmęczenie drę się na nie, nie panując nad swoim wyczerpaniem) i zmęczonego ciągłym stresem ciała? Nie potrafię być mamą na "pół gwizdka". Nie umiem też wykonywać swojego zawodu tylko połowicznie. Nie wiem co mam robić. eSBek też nie ma pomysłu. Będę tak tkwiła w tym zaklętym układzie do momentu, kiedy nie padnę. I to mnie zatrzyma, na stałe albo tylko na chwilę. Na ten moment nie mam odwagi podjąć jakiejkolwiek decyzji. Ciągle myślę, że kiedyś moja sytuacja się zmieni, ale it's never ending story.    

środa, 10 października 2012

eSBek - negocjator

eSBek od wtorku siedzi w Warszawie. Właściwie to od poniedziałku, ale w poniedziałek wieczorem wrócił do domu, żeby wyjechać we wtorek rano. Dziś miał wrócić, ale musiałby znów jutro pojechać więc uzgodniliśmy, że zostanie. A zostanie do piątku. Sajgonki nastawiły się, że jednak dziś wieczorem ojciec będzie, więc przy podwieczorku, chwilę po rozmowie tel z eSBekiem, mówię:
- Dziewczyny, tata jednak nie wróci dziś do domu.
L: Dlaczego?!?
Ja: Bo negocjuje ważną umowę.
T: A słyszałam! I zarobi dla nas milion dolarów!

Chciałabym, żeby moje starsze dziecko było prorokiem. Wówczas nie cierpielibyśmy na chroniczny brak czasu i pracowalibyśmy jedynie dla przyjemności. A może i w ogóle. Marzenia.

Tysia kocha Franka, Franek kocha Tysię

Prawda znana od kilku lat. Franek wyprowadził się z domu, w którym wspólnie mieszkaliśmy. Tysia nie może dojść do siebie po jego wyprowadzce. Już drugi tydzień jest smutna z tego powodu.
Dziś zaczęła słuchać kolęd. I mając słuchawki na uszach przed zaśnięciem powiedziała płaczliwym głosem:
- Ja nic nie chcę dostać od Mikołaja. Tylko kalendarz z Frankiem.


wtorek, 2 października 2012

Praga

Sposób w jaki wyjeżdżaliśmy do Pragi, żeby uczcić naszą 10 rocznicę ślubu, chciałam opisać na blogu. I już nawet wymyśliłam jak brzmiałyby tytuł posta: "Rzecz o nas". Nie odpuściłam sobie. Tylko wyładował mi się komputer zanim wyjechaliśmy z kraju, bo przez całą drogę załatwiałam jeszcze sprawy służbowe. A potem już za granicą - nie miałam dostępu do neta i właściwie mi przeszło.
A chciałam napisać, że dzień przed 5-dniowym wyjazdem, ja wróciłam z biura po 18 a eSBek ok. 21. Że nie mieliśmy ani siły ani ochoty się pakować (dobrze, że mama przyjechała o 14). Że jednak resztkami sił przygotowałam sobie ubrania, po czym nie miałam siły ich wyprasować. Wobec czego o 23 wymyśliłam, że pożyczę żelazko podróżne od mojej przyjacióły i nawet rozpoczęłam akcję esemesową wydobywania od niej żelazka. Że jak powiedziałam  eSBekowi o tym, że zdobyłam żelazko ten popukał się w głowę i powiedział, że nie będzie o 23:30 jechał godzinę (przesadził - jakieś 40 minut), po to, żeby pożyczyć żelazko. Na co ja zrobiłam focha i poszłam spać ustawiając sobie zegarek na 4, żeby się spakować. Jak wstałam okazało się, że moje ubrania zostały przez eSBeka, co do jednego wyprasowane. I zrobiło mi się trochę głupio, że strzeliłam tego focha.

A w Pradze było tak cudnie, że postanowiłam o powyższych perypetiach nie pisać.

Program zwiedzania był tak intensywny, że byliśmy fizycznie wyczerpani. Jednego wieczora zadzwoniliśmy do dziewczyn i rozmawiając z mamą powiedziałam jej, że jesteśmy zmęczeni. Babcia Ircia podczas rozmowy telefonicznej przekazała to Tysi, która w swoim sarkastycznym stylu rzekła:
- Ale czym rodzice są zmęczeni??? Przecież nie ma z nimi dzieci!!!    

Poza Pragą urzekły mnie Karlove Vary a przede wszystkim Fabryka Behera, gdzie była degustacja Beherowki. Dobrze, że w dzień naszego wyjazdu do Pragi zniesiono w Czechach prohibicję.

O reszcie nie napiszę, ale obiecaliśmy sobie z eSBekiem, że będziemy tak co rok w dacie naszej rocznicy wyjeżdżać. Bo jak nas zamkną na kilkanaście godzin w autokarze, a następnie przez 4 dni jesteśmy tylko we własnej obecności, to możemy nacieszyć się sobą i w sposób naturalny pogadać. Nie ma zdawkowego rzucania informacji, bez uważności poświęconej drugiej osobie. Bo sajgonki, bo praca, bo obowiązki domowe, bo kot, bo pies, bo zmęczenie.

A miało być o Pradze, a wyszła "Rzecz o nas".

sobota, 22 września 2012

kolejna afera w III RP

Wczoraj rano przygotowałam Lili ubrania do przedszkola i standardowo położyłam je na łóżku w sypialni. Sama poszłam z eSBekiem zjeść śniadanie. Po jakimś czasie poszłam do sypialni, a Lili leży nieubrana pod kołdrą. Patrzę na nią, a ona z zawadiackim uśmiechem mówi do mnie:
- Ambel Gold!!
Ja: Co Lili?
L: Ambel Gold!
Ja: Lili a co to znaczy Amber Gold?
L: Nie wiem! Ale mi się podoba!!! 

czwartek, 13 września 2012

dzień jak nie co dzień (cały czas w to wierzę)

Taki dzień zdarzył nam się wczoraj, w środę 12 września.

Sajgonki miały straszną noc: chodziły, żądały spania z nami, przytulania. Biszkopt spał mi we włosach mrucząc niemiłosiernie. O godzinie 6.30 - jak zadzwonił budzik - byliśmy z eSBekiem wyczerpani. A jak się później okazało, jaka noc taki dzień.

Tego dnia miał przyjść gość i zamontować przęsła, bramę i furtkę. Opóźnienie ma już dwutygodniowe.  Rano dostaliśmy smsa, że nie przyjdzie, bo będzie padać. Szlag mnie trafił, zadzwoniłam do niego i powiedziałam, że obecnie nad naszą ulicą świeci słońce i nic nie zapowiada deszczu. Odpowiedział, że sprawdził w kilku prognozach i ma padać, i co będzie jak zacznie. Na co ja, że co się stanie jak jednak nie zacznie? Powiedział, że postara się jednak przyjechać, jak jego pomocnik wróci z budowy, na którą pojechał w związku z tym, że miał padać deszcz i mieli do nas nie przyjeżdżać. No comments!

Po wejściu do kuchni, wstawiłam wodę na herbatę i zaczęłam przygotowywać śniadaniówkę dla Tysi. Spojrzałam na sufit a tam mega wielkie mokre plamy. Zadzwoniłam migiem do sąsiada, który stwierdził, że ma suchąa podłogę w kuchni, po czym jednak udało mu się ustalić, że jest jednak zalana, tylko nie wiadomo skąd. Woda ciekła spod zlewu, nie wiadomo dlaczego, bo wszystkie krany były zakręcone. Nieważne. Obecnie mamy wielkie, żółte plamy na suficie, a sąsiad nawet się nie zainteresuje. "Po co ma się denerwować", stwierdził dziś eSBek.

W momencie, kiedy ja zauważałam plamy, eSBek wracał z porannego spaceru z Lolą. Otworzył drzwi, ja mu powiedziałam o swoim odkryciu, a w tym czasie Biszkopt wyskoczył z domu i dał susa na wyjątkowo dorodny, dziewięciometrowy świerk sąsiadów. Dobrze, że został złapany w połowie drzewa, bo pewnie czekałaby nas jeszcze wizyta straży pożarnej.

W przerwie pomiędzy powyższymi zdarzeniami, próbowałam spakować Tysię na basen. Diabeł  przykrył ogonem czepek. Poddałam się i stwierdziłam, że pojadę, kupię jej nowy i zawiozę bezpośrednio do szkoły.

Tymczasem Lili miała większy niż zwykle bunt ubraniowy. Przygotowana przeze mnie propozycja ubraniowa latała na wysokości lamperii. Ostatecznie "konsekwentnie" poszła w tym, co sobie sama wybrała.

Ale i tak najgorsza sytuacja miała miejsce w naszym domu pod naszą nieobecność - sajgonki w przedszkolu i szkole, a my w swoich biurach. Zdarzenie mrożące krew w żyłach. Zdeterminowany Biszkopt rzucił się na uchylone okno w sypialni i zawisł na szyi, głową na zewnątrz a tułowiem w środku domu. Miauczącego z przerażenia kociaka uratował dokładnie ten sam gość, który przechwycił go w połowie drzewa. Wepchnął go z powrotem do domu. Anioł stróż jakiś.

A goście od ogrodzenia przyjechali ok. godziny 17. I wtedy rzeczywiście zaczęło padać.  

niedziela, 9 września 2012

1. Tysia - aktywistka, 2. Lili - aktorka 3. eSBek - sąsiad, 4. Biszkopt - przyjaciel Loli, czyli początek szkolnego i przedszkolnego roku w naszej rodzinie

Ad 1. TYSIA - AKTYWISTKA
W czwartek wyjątkowo, pierwszy raz odkąd Tysia chodzi do przedszkola (więc od 3 lat) poszłam po nią do szkoły przed 16. Zawsze było to bliżej 17 niż 16. Chciałam zabrać ją ze sobą do urzędu, więc przeszłam o 15.40, ale Tysi w świetlicy nie było. Zapytałam świetliczankę, gdzie Tysia, a ona powiedziała, że gra w zespole muzycznym. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, nie widziałam w planie pierwszaków zespołu muzycznego. Jak się później okazało, Tysia dzień wcześniej zapisała się na zespół sama, nie informując o tym żadnego z rodziców. Gra na cymbałkach, niemiłosiernie zachwycona. Ciekawe jak długo?

Ad 2. LILI - AKTORKA
Lili pochlipuje codziennie przed bramą przedszkolną. Jak poszła w maju to uroniła parę łez jedynie jednego dnia. Obecnie: płacze codziennie i mam przeświadczenie, że robi tak, bo większość trzylatów płacze w grupie. W maju nikt nie płakał, wszyscy byli zorganizowani, teraz płaczą wszyscy to dlaczego Lili ma odbiegać od reszty? Moje przypuszczenia potwierdziła sama Lili, która któregoś z poprzednich poranków jak zwykle pochlipywała, po czym przed bramą przedszkolną spojrzała się na odprowadzającego ją eSEeka i ocierając rękawem łzy rzekła:
- Dobla tata! Już przestaję udawać!

Ad 3. ESBEK - ZŁOTA RĄCZKA
Zrobiliśmy Tysi kącik do nauki, bo poskrżyła się babci, że nie może się uczyć, bo wszyscy jej przeszkadzają: Lili i Lola. Więc po tym jak to już babcia dowiedziała się, jak to jej wnusia nie może się uczyć, kupiliśmy Tysi biurko w Ikei do samodzielnego złożenia. No i eSBek tak składał na dywanie to biurko, że nadstawkę przykręcił do biurka, ale jak już je pionizował, żeby pochwalić się swoim dziełem to się okazało, że do biurka przykręcił również dywan. W czeskich Sąsiadach dostałby angaż bez castingu.

Ad. 4. BISZKOPT - NASZA MAŁA POCIECHA
Od niedzieli 26 sierpnia mamy 6 członka rodziny, tym razem płci męskiej, pięknego małego Kocurka o imieniu Biszkopt, przez niektórych zwany Puszkiem.
Biszkopt - 4-miesięczna pociecha, zachwyca nas wszystkich, a najbardziej naszą sunię Lolę, w której
obudził instynkt macierzyński - nosi Biszkopta w pysku za skórę na karku, szaleje z nim wieczorami i nawzajem podjadają sobie z Biszkoptem jedzenie. Jak mówią Angole: u sąsiada trawa jest zawsze bardziej zielona:)

nasz trzylat

Lili na greckim wyjeździe skończyła 3 latka. W dniu jej urodzin wypożyczyliśmy samochód i robiliśmy wszystko to, na co Lili miała ochotę. Pojechaliśmy na dziką plażę - przepiękna z kilkumetrowymi falami, szalały sajgonki z eSBekiem. Byliśmy w prawdziwej greckiej tawernie, gdzie nasz trzylat zażyczył sobie lodów Nestle z Hello Kitty:) Później zgubiliśmy się na jedynej na wyspie Kos górze, i naprawdę odetchnęliśmy z eSBekiem, jak trafiliśmy wreszcie na właściwą ścieżkę powrotną. Szczęśliwie zdążyliśmy na kolację, bo szef restauracji w hotelu miał dla Lili niespodziankę - tort z trzema świeczkami. Miło.
  
Jaki jest nasz trzylat?
Przesłodki awanturnik, awanturuje się o wszystko i wszędzie, najbardziej o ubrania, które jeśli nie odpowiadają gustowi naszego trzylata latają na wysokości lamperii. Uparty jak osiołek, o zmiennym nastroju. Raz aniołek - do rany przyłóż, innym razem chętnie wystrzeliłabym ją w kosmos. Dziś już nawet zamówiłam rakietę...


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

na bakier z anatomią

Lili coś się nie spodobało i poszła z płaczem do kuchni. Wracając i aktorsko zawodząc powiedziała:
- Uderzyłam się w klatkę pielsiową!
I pokazała z rozżaleniem piętę:)

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

savoir vivre

Pojechaliśmy w sobotę po sajgonki. Wyszły z eSBekiem wieczorem na spacer z Lolą. eSBek rzucał Lolce piłką, gdy sajgonki zostały dostrzeżone przez Elę, moją rówieśniczkę, sąsiadkę babci Irci. Zawołała sajgonki, żeby dać im buziaka. Lili podbiegła, dała całusa, po czym pokazała eSBeka i powiedziała do Eli:
- To jej mój tata.
Następnie zawołała do eSBeka:
- Tato, no chodź przedstaw się ładnie!

niedziela, 29 lipca 2012

wakacje

Sajgonki od przedwczoraj u babci, aż do końca przyszłego tygodnia.
A my delektujemy się wolnością. I podczas długich rozmów po raz kolejny "odkryliśmy Amerykę", że te dwie małe istotki są sensem naszego życia. Z nimi jest codzienny galimatias, ale bez nich byłaby jedna wielka próżnia. 9-cio dniowa pustka jest jednak jak najbardziej wskazana - higiena nakazuje odpoczynek od sajgonek. Odpoczywamy aktywnie, robiąc to na co mamy ochotę.

poniedziałek, 23 lipca 2012

szkolny tornister

Pojechałyśmy z Tysią rowerami do galerii handlowej po taśmę klejącą, bo robiły z Lili jakiegoś magicznego psa z tektury wypchanego watą i nie mogły skleić nóg zwykłym klejem, a wróciłyśmy z tornistrem szkolnym, bo nas zauroczył tym, że:
1. nie jest słodko różowy
2. jest granatowo-beżowy,
3 i z koniem - głową konia na wierzchniej klapie.
Jest naprawdę nieprzeciętny, a po tym co zobaczyłam w internecie i w sklepach, jest jedyny jaki mogłyśmy nabyć. Tysia nie potrzebowała dużo czasu, żeby mnie namówić na kupno tornistra. A potem dumnie wróciła do domu rowerem z tornistrem na plecach. Obecnie każdy kto nas odwiedzi, musi uważnie obejrzeć plecak Tysi, która go z radością prezentuje.

Dla mnie znaczenie ma jeszcze to, że tornister jest dobrze wyprofilowany, uszyty z oddychającego materiału przy plecach, ma mnóstwo funkcyjnych kieszonek i jedną z materiału termoizolacyjnego na śniadaniówkę. Ufff, z takim plecakiem to na wyprawę na biegun północy, a nie do szkoły. A radości przy tym multum.
 

środa, 18 lipca 2012

pochwała babci

Tysia nie może się doczekać wyjazdu do babci, o którym mówi codziennie. Dziś na przykład powiedziała coś pięknego, co na pewno każda babcia chciałaby usłyszeć.
Mówi do mnie: Wiesz mamo, u babci prawie nie ma zabawek. Ale to nie szkodzi. 
Ja: Nie szkodzi?
T: Tak. Bo babcia jest super sama w sobie!

prezent

Dziś rano ubierając Lili, pytam ją: Lili, a kto ma niedługo urodziny?
L: Ja!!!!
Ja: Tak! A co byś chciała dostać w prezencie?
L: Hmmmmm.... Buciki!
Ja: Buciki? A jakie? Sandałki? Pantofelki?
L: Pantofelki, lóziowe!

Poszłam do kuchni, gdzie był eSBek i jedząca danio Tysia i mówię: Wiecie, co Lili chce na urodzinki? 
T: Co?
Ja: Buciki, różowe pantofelki.
Tysia z mega zdziwieniem: To nie chce żadnej zabawki?!?!


Lili nie przestaje realizować swojego hobby i przebiera się, rozbiera, zmienia buty. Tyle tylko, że w ruch poszły też wyjściowe sandałki Tysi (założone przez starszą sajgonkę może ze dwa razy) i  moje szpilki. Na razie nie skręciła kostki, a ja pamiętam, że mniej więcej w jej wieku miałam już skręconą, jak bez mamy pozwolenia przymierzałam jej bajecznie kolorowe buty na koturnach. To było przeżycie! Nie ból kostki, tylko te buty, do dziś mam je w pamięci. I scenę, jak stoję na kamieniach przed babci domem i je przymierzam, jak tylko moja mama zniknęła z horyzontu. Genów nie oszukasz.  

sobota, 14 lipca 2012

bakłażanty i takie tam

BAKŁAŻANT - to w słowniku Lili ptak, bażant. A bakłażant wyszedł dlatego, że w dzień kiedy powstał robiłam faszerowane bakłażany, a Lili bardzo mi przy tym pomagała.

Wczoraj wracamy z przedszkola, a Lili pyta:
L: Mamo, ja nie jestem maluchem plawda?
Ja zgodnie z prawdą: No trochę jeszcze jesteś.
Tysia: No właśnie!
L: Mamo, ja jestem stalszakiem!
Ja: No załóżmy, że jesteś starszym maluchem, ok? A dlaczego to takie ważne?
Tysia, która spędza z Lili całe dni w łączonej przedszkolnej grupie: No, bo Shanika dziś w przedszkolu powiedziała do Lili, że jest maluchem!
Ja: A ile Shanika ma lat?
Tysia: Tyle samo co Lili.

Lili nie przepada za Shaniką a Shanika za Lili. Lili udepnęła Shanice na palec, jak ta się bawiła na podłodze i jej nie przeprosiła. A Shanika odwzajemniła się werbalnie uderzając w najczulszy punkt przeciwniczki. Takie małe przedszkolne potyczki ujawniające charakterki maluchów:)

poniedziałek, 9 lipca 2012

karać czy nie karać

Tydzień nie zaczął się szczęśliwie. eSBek wyjechał o 5 do Wawki. Ja odwiozłam sajgonki do przedszkola i po 16 zgarnęłam je do domu. W samochodzie zrobiły burdę - jak zwykle. Tym razem poszło o to, że Tysia trzymała rękę na zagłówku Lili, co się jej nie podobało. Chcąc mieć święty spokój, poprosiłam Tysię, żeby zabrała rękę. Niestety powiedziałam jej to aż cztery razy, przy czym za czwartym razem już wrzasnęłam, a Tysia odwrzeszczała, że mnie nie słyszy. Bo Tysia nigdy nie słyszy jak się do niej mówi za pierwszym, drugim czy trzecim razem. Słyszy dopiero wówczas, kiedy się krzyknie, albo jeśli proponuje jej się coś, co jej się podoba. Muszę skorzystać z porady laryngologa, żeby wykluczyć ewentualne medyczne mankamenty Tysiowych uszu. Dziś tak postanowiłam.
Wracając do tematu, przed awanturą z zagłówkiem obiecałam wycieczkę po ich ulubioną drożdżową chałkę. Po burdzie powiedziałam, że to wykluczone i wracamy do domu. Wróciły nie bez protestów jeszcze przed wyjściem z samochodu pertraktując, że może jednak pojedziemy, bo one już się uspokoiły. Byłam twarda.
W domu kokosiłyśmy się w naszym łóżku z lodami czekoladowymi i truskawkowymi. Jak już trochę odpoczęły, chwilę powariowałyśmy, a następnie powiedziałam, że jedziemy po zakupy. Tysia wymyśliła, że pojedziemy rowerami. Powiedziałam, że niestety nie. Tysia zaczęła krzyczeć, że właśnie, że tak, że ona jedzie rowerem. Zapytałam ją czy rozumie, że nie mam siły pchać Lili rowerku, i nieść torby z zakupami i jeszcze śledzić tor jazdy Tysi. Że nie dziś. Tysia zaczęła krzyczeć i tupać. Powiedziałam, żeby wracała do domu i nigdzie nie jedziemy. A ona, że nie wróci, podeszłam do niej i wprowadziłam ją do domu. A ona dalej wrzeszczała to dałam jej szlaban na wszystko na tydzień. Na basen przed domem, na bajki i na konia. Zamknęłam drzwi a ona krzyczała dalej. Biedna Lili została za drzwiami, poszłam do niej i ja przytuliłam.
Dużo by jeszcze pisać. Summa summarum Tysia dostała jeszcze jeden tydzień kary już za inne przewinienie. 
Esencją była rozmowa telefoniczna z babcią, do której Tysia zadzwoniła jak nie mogła zasnąć.
T: Wiesz Babcia, zrobię Ci papierowe koszulki i jeszcze kilka fajnych rzeczy.
B: ......
T: Teraz mam dużo czasu. Mama dała mi dwie kary, mam po powrocie z przedszkola siedzieć w pokoju, to przynajmniej wykorzystam ten czas i zrobię dla Ciebie niespodzianki. 
B:.....
T: Nie ja się tym nie przejmuję. Teraz w łóżku grałam na PSP, choć chyba tego mi też nie wolno. Ale grałam po cichu. 
B:......
I wymieniając jeszcze serdeczności, zakończyły trwającą 20 minut rozmowę. 


I teraz jest pytanie: karać, czy nie karać. Starsza sajgonka nic sobie z tego nie robi a wręcz upatruje pozytywów w całej sytuacji. A ja się spalam chcąc wychować słuchające rodziców dziecko. Ale chyba już za późno. Zadzwoniłam do mamy, żeby wyprostować sytuację i powiedzieć, za co rzeczywiście Tysia została ukarana, bo konfabulowała z przyczynami niemiłosiernie. Mama na pocieszenie stwierdziła, że Tysia zachowuje się jak zdrowe, inteligentne dziecko. Martwiłaby się, gdyby zachowywała się inaczej. A ja czasem marzę o dziecku, które słucha za pierwszym razem i robi to o co je się poprosi. Pragnienia ściętej głowy!   
          

piątek, 6 lipca 2012

wakacje

a wraz z nimi - jak co roku - długie popołudnia i wieczory spędzane poza domem.  Na spisywanie tego co się dzieje, a dzieje się wiele, nie starcza czasu.

Tysia skończyła zerówkę i od września będziemy mieli szkolniaka w domku. Zgotowaliśmy jej ten los zapisując ją wcześniej do szkoły. Jak zwykle kierowałam się intuicją nie czytając opinii psychologów protestujących przeciwko sześciolatkom w szkole. Pewnie, że mam też wątpliowści, ale czas pokaże. Wierzę, że Tysia będzie zdobywała szkołę, z taką samą ciekawością jak obecnie zdobywa świat.
Właśnie była na tygodniowych warsztatach w RoboCampie. Zachwycona niemiłosiernie, choć w grupie jedyna dziewczynka. Na koniec zajęć zbudowała z kolegą Tymonem myszkę, którą zaprogramowali. Był pokaz, ale byłam dumna jak moja córa wymieniła elementy z których zbudowali swojego zwierzaka. Wskazała silnik, przewód i czujnik ruchu. Tysia z Tymonem zaprezentowali swoje dzieło, najpierw naciskając pierwszy z klocków w utworzonym na komputerze logarytmie. Myszka zaczynała działać w momencie przesunięcia jej ręką przed "oczami". Zaczynała kręcić uszami i oczmi (koła zębate ułożone prostopadle). Jakie to niesamowicie proste dla dzieciaków.
Za trzy tygodnie sajgonki pojadą do babci na 9 dni, potem wyruszamy na Kos, zwiedzić archipelag Dodekanez, a w ostatnim tygodniu sierpnia nawiedzi nas wujek Marek.

Wakacje w pełni! Dziś nabyliśmy basen. Sajgonki przeszczęśliwe!

wtorek, 26 czerwca 2012

sajgonki-artystki

Sajgonki mają problem z zasypianiem. Dla nas ten problem oznacza stawianie czoła nowym psotom. Wczoraj dla przykładu - już umyte i już w łóżkach spotkały się u Tysi na piętrze i pomalowały czerwonym mazakiem stopy. Raczej zrobiły mnóstwo czerwonych kropek na górze stópek. Zobaczyłam to, w sumie nawet się zbytnio nie przejęłam, bo dziś miało być zimno, więc wymyśliłam, że założą rajstopy a wieczorem je umyję.
Ale...
Weszłam dziś do przedszkola odebrać Lili i pierwsze co usłyszałam to to, że Panie widziały kropki na jej stópkach. Wypaliłam:
- Myślałam, że może uda się ukryć.
Na co pani Ewelina rzekła, że nie bardzo, bo Lili w ciągu dnia zdjęła rajstopy, pokazała wszystkim paniom swoje stopy, założyła rączki pod boczki i powiedziała, że to wszystko Tysia jej zrobiła!
Odbierając z kolei Tysię zobaczyłam, że jest w ogóle bez rajstop a czerwone kropki pięknie się odbijały pomiędzy czubkiem a paseczkiem kapci. Tu już w ogóle nie skomentowałam, bo spieszyłyśmy się na 17 na konie.

sobota, 23 czerwca 2012

no cóż

Z wczoraj na dziś spała u nas Basia - kuzynka sajgonek. I działo się wczoraj wieczorem tak, że zabrałam Lili do sypialni i razem z nią zasnęłam ok. 21. A starszaki szalały w pokoju nie wiem do której. Nie wie tego również eSBek, bo był pochłonięty meczem Niemcy-Grecja.

Dziś rano weszłam do pokoju sajgonek i mówię:
- Puszczę Wam ulubioną bajkę-grajkę Tysi.
T: Hurraaa! Zając Poziomka!
Ja: No. Wiesz Baśka, wszystkie dzieci to lubią.
T: Tak! Tata lubi tę bajkę najbardziej!

Podczas gdy starszaki słuchały bajki grajki, Lili zarządziła ubieranie własnej osoby. Ubrała się w bluzeczkę różowo-białą i sukieneczkę zieloną z falbanką. Szczęśliwa wpadła do dziewczyn do pokoju i z radością krzyknęła:
L: Ziobaczćie dziewciny jak się ublałam!
Tysia z Basią popatrzyły na nią z wyżyn pierwszego piętra łóżka, po czym Tysia rzekła:
- A co Ty się na bal wybierasz?
I wróciły do gier na iPadzie.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

matematyka i drzewo

Wróciłam dziś z biura ok. 19. Sajgonki bawiły się na podwórku. Lili z Lolą a Tysia na drzewie. Spędza na tym naszym sumaku octowcu każdą wolną chwilę. Ale dziś była lekko nie w sosie. Zaproponowałam jej, że jak coś przekąszę to możemy wybrać się na rowery. Zareagowała radością.
Pojechłyśmy usiąść sobie do Maca a Tysia pałaszując swoje ulubione Nuggetsy mówi:
- Jakby w tym opakowaniu było jeszcze pięć Nuggetsów to w sumie byłoby ich dziewięć i to by wystarczyło.
Ja: Tysia, cały czas jestem pod wrażeniem jak Ty szybko dodajesz!
T: Bo wiesz mamo, jak ja siedzę na drzewie to sobie dodaję.
Ja: Tysiu, a dlaczego akurat na drzewie?
T: Bo ja lubię się uczyć w ukryciu!

Bo Tysia dodaje, odejmuje, mnoży i dzieli w pamięci. I zajmuje się tym dla rozrywki. W sobotę przemnożyła ilość kątów w pięciokątach, których było 6. Na moje pytanie ile jest kątów - chodziło mi o jeden pięciokąt, Tysia policzyła, że na czapce, którą akurat posiadała z racji meczu Polska- Czechy, jest sześć pięciokątów, co w sumie daje tych kątów 30. Zajęło jej to ok. 2 minut.

Myślę, że "tabliczka schorzenia" naszej Pipi pójdzie jak z płatka.

komar i koszmar

Dziś w nocy Lili miała pierwszy koszmar. O tym jak był koszmarny świadczy niemiłosierny wrzask jakim nas uraczyła w środku nocy, dokładnie ok. 2. Ale chyba nie to było najgorsze, bo jeszcze niedawno koszmary miała Tysia, tylko to, że ona nie mogła zasnąć. Tuliłam ją u nas w łóżku a ona nadal zrywała się z krzykiem, wypatrując w ciemnościach komarów. Potem poszłyśmy do jej łóżeczka i tam wielorotnie zapalalam lampkę, żeby pokazać jej, że nie ma żadnego komara. Zasnęłyśmy po jakiejś godzinie.
Rano po pobudce Tysia stwierdziła, że miała straszną noc, bo Lili cały czas krzyczała. I trochę w tym prawdy, ale też przypomniało mi się, że Tysia jak miałą ok. 4 lat też miała taki problem ze strasznymi komarami. Wówczas namalowała, co jej się śniło i spaliliśmy kartkę z rysunkiem w kominku. Lili jest za mała, ale Tysia nie miała problemu, żeby namalować Lili najstraszniejsze komary świata, które zostały dziś spalone w kominku. Mam nadzieję, że nie wrócą.

środa, 13 czerwca 2012

sajgonki szaleją

to fakt. Nasz dom to dom wariatów - to też fakt. Nasze życie domowe to ciągłe gaszenie pożarów. A sajgonki pławią się w takich sytuacjach jak ryby w wodzie.

Poniedziałek wieczór. eSBek wyjechał do Wawy. Sajgonki u szczytu swych możliwości. Realizują pomysł za pomysłem. Przesadziły udając pingwiny (dwie nogi w jednej nogawce od piżamy i skaczą po domu) po tym jak je poprosiłam o przebranie w piżamy. Ja na nizinach swojej wytrzymałości i cierpliwości. Prośby, groźby nie skutkowały. Jakoś udało mi się położyć je do łóżek, ale orzekłam, że nie czytam "za karę". Odpowiedział mi naprzemienny wrzask, totalnie przeze mnie zignorowany. Zamknęłam drzwi, po czym słyszę.
T: Lili, mam pomysł!
L: Tak?
T: Jutro będziemy grzeczne jak aniołki!
L: Dobla!
T: Ale w środę! W środę jak mama będzie niegrzeczna to dostanie w łeb! (zmroziło mnie - bardziej Tysi wyrażenie (nowość) niż zagrożenie pobicia).
L: Dobla!
T: Lili? A wiesz co to znaczy dostać w łeb?
Lili - słyszę - z zaciekawionym uśmiechem: Nie.
I tu słyszę plask i wrzask Lili.
T: No co płaczesz, przecież chciałaś wiedzieć.

I cisza, ale przed burzą, bo zauważyłam, że eSBek nie zabrał filmów do wypożyczali. A właśnie tego dnia mijał termin ich oddania, co więcej w niedzielę mówiłam, że zawiozę, po czym usłyszałam dwukrotnie, że przecież on będzie jechał w poniedziałek do Wawy to zabierze po drodze. I po swojemu zapomniał!
Wściekłam się, a sajgonki dostały w łóżku drugiego życia. Weszłam do nich i powiedziałam:
- Wychodzić z łóżek, ubierać skarpety, kalosze i płaszczyki przeciwdeszczowe.
Posłusznie ubrały, nie kryjąc radości.
Wybiegły na podwórko, deszczyk trochę siąpił, po czym usłyszałam, jak Tysia krzyczy na całe gardło:
- Hurrraaaa!!!! Jedziemy w piżamach do wypożyczalni!!!!!!!!
Myślałam, że spalę się ze wstydu. Dysfunkcyjna rodzinka!

Dobre to, że zasnęły w samochodzie jak już z tej wypożyczalni wracałyśmy! 

niedziela, 10 czerwca 2012

euro 2012 c.d. i pech

euro 2012 roku w toku. eSBek wyszkolił sajgonki i kibicki zrobiły się pełną gębą.
Pod koniec meczu Hiszpania-Włochy siedzące na dywanie przed telewizorem sajgonki zaczęły skandować:
M: Kto wyrgra euro?
L: Polska!
M: Kto wygra euro??
L: Polska!!!
M: Kto wygra euro???
L: Polska!!!
Popatrzylam na prawie trzyletnią Lili i zapytałam:
- Lili, a co to jest Polska?
- Jak to cio??? Biało-czielwoni!!!!


Pech: eSBek oglądał prawie cały mecz, a te cztery minuty podczas których padły jedyne bramki - pierwsza dla Włoch (61 minuta) druga dla Hiszpanii (64 minuta) - mył sajgonki:(

piątek, 8 czerwca 2012

euro 2012

się zaczęło a Tysię ugryzł koń. W mały palec u prawej rączki. Chapnął ją, jak dawała mu mlecz. Dobrze, że ciocia Agata - zawodowa koniara była w pobliżu, poszła w szranki z koniem i otworzyła mu paszczę. Paluszek uratowany, uff.
A Tysia dziś anglezowała i kłusowała. Nie nagrało się, więc wierzymy cioci Agacie na słowo.
Bo dziś ciocia Agata zabrała Igusię i Tysię do Młyńskiej Strugi i wdrażała w koński świat.

czwartek, 7 czerwca 2012

buciara

Jeśli Tysia to koniara to Lili to buciara. Lili zmienia buty non-stop. Ostatnio w trakcie 45-minutowego pobytu na podwórku zmieniła buty 3 razy. Białe skórkowe pantofelki z czerwoną truskawką zamieniła na jaskrawo zielone sandałki Nike, aby po 15 minutach zamienić je na  różowo szare adidasy. Szpera w szafce na buty, wyjmuje coraz to nowe i przymierza i podmienia. Dziś rano przybiegła do nas w balerinkach z różową kokardką, w których wczoraj była w przedszkolu, a przed godziną zamieniła je na białe pantofelki w kwiatuszki, które niestety musiałam jej odebrać, bo są piekielnie śliskie i Lili dwa razy fiknęła w nich niebezpiecznego fikołka. Spotkało się to z niebywałą rozpaczą.
Lili to 200% kobietka, która ostatnio uraczyła Franka i Tysię - specjalistów o wspinaczki drzewnej , następującym zapytaniem:
- Śłuchajce! Czi w balelinach moźna wdlapywać się na dziewa?!?  

środa, 6 czerwca 2012

koniara

Tysia, która w niedzielę zapytała, kiedy będzie sobota, w który to dzień jeździ konno, w kalendarzu ściennym w każdą sobotę czerwca namalowała konia. Namalowła tych koni w sumie 4. Na koniec czerwca namalowała wielkie serce. Zapytałam po co to serce, na co Tysia:
- Jak przez cały czerwiec nie spadnę z konia to przebiję to serce strzałą!

debiut



Lili była pierwszy raz w kinie. W niedzielę wybraliśmy się całą czwórką na Loraxa. Świetny film na pogadankę o ekologii ze starszą sajgonką. Lili przetrzymała cały seans, aczkolwiek zrobiła parę rundek zamieniając kolana taty na kolana mamy i odwrotnie.

sobota, 2 czerwca 2012

spełnienie marzenia

Tysi marzeniem jest nauka jazdy konnej. I dziś zaczęłyśmy to marzenie spełniać. Rano byłyśmy na pierwszej lekcji. Tysiula zachwycona, opowiadała o tej jeździe cały dzień. Ale esencją było zdanie, którym uraczyła mnie na późnopołudniowej przejażdżce rowerowej:
- Mamo! Ty nawet nie wiesz jakie to fantastyczne uczucie panować nad takim dużym koniem!

kleptomania czy uwielbienie słodyczy

Mam nadzieję, że to drugie.
Po tym jak we wtorek odprowadziłyśmy z Lilą Tysię na zajęcia w Galerii wylądowałyśmy w sklepie po kaszę pęczak, a następnie poszłyśmy nakarmić gołębie. Lili piszczała z radości szalejąc z gołębiami - najpierw rzucając im kaszę a następnie łapiąc za ogony.
Potem poszłyśmy przespacerować się Starówką aż wylądowałyśmy w Empiku, żeby dla zabicia czasu coś poczytać. Nie szło nam jednak - Lili za bardzo poczuła się jak w domu - zdjęła buty, skarpetki i sweterek i rozsiadła się na wykładzinie. Zanim nakłoniłam ją do ubrania się minęło dobre pół godziny. W międzyczasie zobaczyłam "Piaskowego Wilka" Asy Lind - trzy tomy w jednej książce. A że Tysia kocha Piaskowego Wilka, nie zastanawiałam się nad jej zakupem. Następnie wzięłam jeszcze Jezzowanki dla sajgonek, które namiętnie słuchają wszelakich płyt, jak jedziemy do lub wracamy z przedszkola, i stanęłam pierwsza w kolejce do kasy. Za mną ustawiło się kilka osób. Lili była obok. Kończyłam płacić za książkę i płytę, gdy spojrzałam na Lilę, która z kolei coś namiętnie żuła. Zapytałam:
- Lili, co żujesz?
Lili otworzyła szeroko buzię w której znajdowało się coś małego i białego.
- Lili, skąd to wzięłaś?
Lili po raz drugi pokazała mi pustą już buźkę, po czym powiedziała:
- Mamuś, juś nić nie mam!
Ja: Lili, skąd wzięłaś?
L: Juś nić nie mam!
Uratowała nas pani stojąca za nami w kolejce, pokazując stojak z menthosami i rozpoczęte opakowanie. Podziękowałam, wzięłam je i zakupiłam. Lili szczęśliwa powiedziała:
- Mamo, daś mentosia?
- Nie, to dla mamy i taty! Nie wolno nic brać bez pytania, Liluś!
Odpowiedział mi wrzask zakrapiany łzami.

niedziela, 27 maja 2012

sobota, 26 maja 2012

kryzys c.d. ...

... na szczęście bez udziału Tysi.

Parę dni po tym jak udało mi się uspokoić Tysię, że poradzimy sobie z kryzysem, słuchalismy z eSBekiem rano radia. W serwisie informacyjnym usłyszeliśmy:
"Kryzys gospodarczy w Hiszpanii ma twarz dziecka".
Szybko spojrzałam  na drzwi do pokoju sajgonek. Na szczęście były zamknięte. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem jakbym Tysiakowi wytłumaczyła okoliczność, że co czwarte dziecko w Hiszpanii jest niedożywione z powodu kryzysu.

A dziś z kolei była antyrządowa mainfestacja w Piernikowie. Przez przypadek znalazłyśmy się z sajgonkami w jej centrum. Sajgonki zachwycone, bo uczestnicy manifestacji głośno grali na bębnach. W pewnym momencie zaczęli głośno krzyczeć "Miasto to nie firma!". Tysia oczywiście nie omieszkała zapytać co to znaczy. Jednak tym razem nie sprostałam matczynym obowiązkom - nie potrafiłam sześciolatowi wytłumaczyć tak, aby zrozumiał, o co chodzi w tym całym galimatjasie.

Ale i tak jestem wystarczającą matką - na dzień mamy dostałam od zaspanej Tysi laurkę z wyklejoną i namalowaną rybą. Ucieszyłam się, a jednocześnie bardzo zafrapowana byłam tą rybą na tej laurce. Na moje pytanie dlaczego właśnie ryba, Tysia z rozbrajającym uśmiechem odpowiedziała, że przecież jestem fanką ryb! W sumie racja, mogłabym się zajadać kilogramami.

poniedziałek, 21 maja 2012

refleks sześciolata

W sobotę byliśmy z sajgonkami na prawdziwym wiejskim weselu. Było tak bombowo, że Lili padła tuż przed oczepinami, a Tysia z wielkim przejęciem obserowowła wszystko, co działo się podczas ślubu i wesela. Tylko nie zanotowała jednej podstawowej kwestii...

Oczepiny miały się już ku końcowi, kiedy przyszedł czas na taniec z "młodymi" za kasę. Tysia zapytała co teraz będzie, więc wyjaśniłam jej zgodnie z prawdą, że teraz, aby zatańczyć z Panem lub Panną Młodą trzeba wrzucić pieniądze do odpowiedniego pojemnika. Tysia z zachwytem:
- Mamo, a dasz mi kasę?
Wyciągnęłam dychulę i jej podałam. Tysia pobiegła, wrzuciła do pojemnika Pana Młodego a następnie krótko z nim zatańczyła. Wróciła do mnie i patrząc jeszcze na Pana Młodego zapytała:
-  Mamo, a ten Pan z którym teraz tańczyłam to już z kimś wziął ślub???
- Tak, Kochanie. Dzisiaj.
- Dzisiaj???
- Tak i dlatego teraz jesteśmy na jego i jego żony weselu.

niedziela, 20 maja 2012

kryzys

W piątek słuchałyśmy z Tysią Trójki. Nagle Tysia wpada do mnie do kuchni i z lekkim przerażeniem pyta:
- Mamo, jak dotknie wszystkich to i nas????
- Co Tysiu?
- No, w radio właśnie powiedzieli, że kryzys gospodarczy w Grecji dotknie wszystkich. To znaczy, że dotknie też nas?
- Tysiu, nie martw się tak bardzo, tata z mamą juz niejeden kryzys przeżyli.
- No doobra, ale jak kryzys dotknie rodziców, to dotknie też dzieci?
- Tysiu, głowa rodziców w tym, żeby dzieci nie odczuwały skutków kryzysu w Grecji.
- Mamo, a Lolcia? Czy ją też dotknie kryzys?
- No... jeśli tak, to trochę częściej będzie jadła kostki, a przecież je bardzo lubi, prawda?
- Prawda.

I to na chwilę uspokoiło Tysię, która w dalszej kolejności dochodziła, dlaczego akurat kryzys w Grecji ma dotknąć wszystkich. Kwestię Unii Europejskiej wytłumaczyłam na tle Tysiowego organizmu, a Grecją był środkowy paluszek, w który ostatnim czasem weszła drzazga. Poradziłyśmy sobie z tą drzazgą, choć nie bez problemów, ale porównanie trafiło do Tysi. Po tym już nie wracała do tematu.

wtorek, 15 maja 2012

ciągłość smaku i szczęki

eSBek mega szybko wszystko zajada. Kiedyś, gdy wrzucał do buzi orzeszki jeden po drugim, zwróciłam mu na to uwagę, a on stwierdził, że robi tak dlatego, żeby mieć "ciągłość smaku". Kolokwialnie rzecz ujmując ciągłość smaku polega na tym, że należy wziąć do ust kolejnego kęsa zanim połknie się poprzedniego.
I ciągłość smaku występuje też u naszej Tysi. Kocha jeść, robi to szybko i bez marudzenia a od urodzenia przy tym jedzeniu mruczy.

Dziś przed zajęciami w Galerii pojechałyśmy z sajgonkami na gofry. Lili z cukrem pudrem - najpierw wylizuje właśnie ten cukier a w dalszej kolejności zajada się suchym gofrem, Tysia z truskawkami, ja z bitą śmietaną.

Tysia zjadła szybko i przyczaiła się na gofra Lili. Ja dostrzegając to zaproponowałam jej gryza swojego. Tysia z radością w oczach przyjęła po czym ponownie z tęsknotą popatrzyła na mojego gofra. Znów jej dałam, a ona po przełknięciu powiedziała:
- Mamo, ja już wszytsko rozumiem!
- Co Tysiu?
- Ja jem szybko, bo mam młodą szczękę a Ty wolno, bo masz starą! 

niedziela, 13 maja 2012

Monty Python

Dziś wybraliśmy się na prawdziwą wyprawę rowerową z debiutującą w tej roli Tysią. Zdała egzamin na 6 pokonując - w lwiej części leśną 15-kilometrową trasę. Wracając, w związku z brakiem obiadu w domu, wylądowaliśmy na naleśnikach, a towarzysząca nam Lola została popilnować rowerów.
Nie wiem jakim cudem, ale sajgonki nadal roznosiła energia. My wypompowani. Tysia szalała po stole resorakiem, robiąc nim "twixy". Nie załapałam o co jej chodziło. Po jakim czasie zapakowała resoraka w chusteczkę i zapytała mnie:
- Mamo, czy tak się okrywa małe pieski?
Ja: Nie wiem. A po co?
M: Żeby czuły się bezpieczne.
Ja: Tysiu a gdzie ten piesek ma głowę?
Tysia rozjerzała się po lokalu po czym zapytała: Jaki piesek?
Ja: No ten którego zapakowałaś w chusteczkę.
M: Mamo! Przecież tam nie ma żadnego pieska! Ale Ty jesteś łatwowierna!

nowa geografia według dwuipółlata

Wracałam z sajgonkami z Tymonowego przyjęcia. eSBek z krzesłami drugim samochodem. Przejeżdżałyśmy przez Wisłę a Lili krzyczy:
- Mamo, Wisły!
Ja: Tak Lili. Rzeka Wisła.
Lili spojrzała w prawą stronę mostu, następnie w lewą, po czym rzekła:
- Nie, mamo! To Wisły, bo są dwie!

jednak coś zostaje w głowie

Wczoraj było przyjęcie sajgonkowego kuzyna - Tymona. Dotraliśmy całą rodziną i już po Kościele i po sutym obiedzie zgraja kuzynostwa w liczbie 8 - najmłodsza: rok i 5 miesięcy, nastarszy: 11 lat i 7 miesięcy - wybyła przed dom.
Tysia ze swoją kuzynką Basią wdrapywały się na ogrodzenie. Basia boleśnie uderzyła się w kolano i zapytała głośno: Za co mnie to spotkało?
M refleksyjnie: Może coś zrobiłaś i jak ten ... no ten ... Bóg Cię ukarał?
B po chwilownym zastanowieniu: Pewnie coś zrobiłam...

środa, 9 maja 2012

bohaterka

Prawdziwą bohaterką pierwszych przedszkolnych dni Lili jest Tysia. Nagle wydoroślała i z niesamodzielnego zerówkowicza zrobiła się mega dzieciakiem.
1. Przebiera się sama z piżamek jak tylko ją poproszę.
2. Siada do śniadania jak tylko ja poproszę.
3. Ubiera się w bluzę i buty do wyjścia jak tylko ja poproszę.
4. Wsiada do samochodu na podstawkę bez marudzenia i sama zapina pasy.
5. W przedszkolu idzie na piętro, zdejmuje bluzę lub kurtkę, przebiera się w kapcie i schodzi do nas z pytaniem: Mamuś, czy w czymś Ci jeszcze pomóc?

Jest boska, choć nadal to nasza chodząca po drzewach, siedząca na ogrodzeniowych słupkach i niemiłosiernie szalejąca Pippi Pończoszanka, ze skarpetkami nałożonymi na lewą stronę, spadającymi spodniami i rozczochranymi włosami, kochająca śmigać na rowerze i wykorzystująca każdą okazję, aby się przejechać, nawet wówczas, jeśli celem jest jedynie oddalony o 100 metrów sklepik na rogu ulicy.

Tysia jest też moją osobistą bohaterką. Dziś po powrocie z przedszkola sajgonki poprosiły mnie o sorbet truskawkowy. Wyjęłam z zamrażalki, a że był twardy jak kamień, powiedziałam zniecierpliwionym sajgonkom, które zostały przed domem, że muszą chwilę poczekać. Po paru sekundach przyszła Tysia i zapytała, dlaczego jeszcze czekają. Odpowiedziałam jak wcześniej, na co Tysia:
- Mamo, a ciocia Gosia potrafi nakładać takie twarde lody.
Ja: Ok, rozumiem, ale pewnie ciocia  Gosia jest lepsza ode mnie w te klocki.
Tysia zamykając za sobą drzwi wejściowe, mruczała pod nosem: Nieprawda, moja mama jest najlepsza ze wszystkich!

Dla takich chwil warto żyć.

 

poniedziałek, 7 maja 2012

koko euro spoko

Przynajmniej jeden pożytek z polskiego hitu na Euro 2012.
Tysia, śpiewając koko euro spoko, nauczyła się wymawiać literkę "R"!
Gratulujemy Jarzębinie z miejscowowści Kocudza w województwie lubelskim za uczynienie niemożliwego możliwym.
Może dzięki koko wygramy chociaż jeden mecz;)

przedszkole i pochwały

Sajgonki pod względem szybkiego dostosowania się do sytuacji niewiele się różnią. Lili zawojowała panie z przedszkola, które nie mogły uwierzyć, że jeszcze nie skończyła trzech lat.
Dziś wszyscy oczywiście zadają Lili jedno pytanie: Jak było w przedszkolu? Na co świeżo upieczony przedszkolak odpowiada, że fajnie, ale nie lubi pana Daniela, bo jest "niepsyjemny". Choć wszystkim pokazuje otrzymaną od niego pięczątkę na dłoni. Tysi aż zaświeciły się na nią oczy po czym powiedziała, że pan Daniel daje takie tylko wyjątkowo grzecznym dzieciom. Ale Lili toleruje i uwielbia tylko jednego faceta - swojego ojca. To typowa córunia tatusia, która jak ktoś zapyta ją jak ma na imię odpowiada:
- Nazywam się Lila Skarbulec Tatusia!

Tysia natomiast przeszła od razu do konkretnych pytań.
M: Lili robiłaś dziś siusiu w przedszkolu?
Lili z dumą: Tak!
M: To zuch dziewczyna! I pamiętaj Lili jak Cię zerówkowicz chwali, to już nic więcej i lepiej nie musisz robić!
Nie muszę pisać, że Lili po pochwale Tysi była wniebowzięta.

niedziela, 6 maja 2012

koniec

Koniec dłuugiego weekendu. I koniec jakiegoś etapu w naszym życiu. Nasza mała Lili idzie jutro pierwszy raz do przedszkola. Trochę się stresuję...
... i przypominam sobie pierwszy dzień Tysi w przedszkolu. Z duszą na ramieniu poszłam ją odebrać, a jak mnie zobaczyła to zapytała, dlaczego tak szybko przyszłam. Podobnym tekstem uraczyła następnego dnia eSBeka, któremu z kolei zadała pytanie, czy jeszcze wróci do przedszkola.
Zobaczymy, czy pod względem niezwykle szybkiego dostosowywania się do nowych sytuacji, sajgonki są podobne, czy też się znacznie różnią.

wtorek, 1 maja 2012

majówa...

...rozpoczęła się jakimś wrednym wirusem, którego Tysia potraktowała sześciodniową gorączką - ostatni podryg choroby był makabryczny, bo dostał od niej prawdziwe 39,4 o 2.30 w nocy z piątku na sobotę i zakończył swoje panowanie w Tysiowym organizmie. 
Lili - zodiakalny Lew, a jednak mniej wojownicza - zwalczyła wirusa w 4 dni, tylko dwukrotnie przekraczając 38 kresek na termometrze. Od najbliższego poniedziałku idzie do przedszkola, więc kolejne uodpornienie na wirusa możemy odfajkować.
Ten wyjątkowo długi weekend mieliśmy spędzić na babskim wypadzie u Babci podpatrując łosie, wilki, bobry i dzikie kaczki, ale z powodu pogromu chorobowego i matczynych zaległości zawodowych, Babcia przyjechała do nas. eSBek, który nie mógł uwierzyć, że zostanie na tydzień sam w domu i niemiłosiernie przeżywał jak to będzie za nami "tęsknić", nie mógł sprawdzić jakie to szczęście pozbyć się trzech bab na cały tydzień. No cóż … na otarcie łez przyjechała teściowa;)

Dziś wylądowaliśmy w parku dinozaurów wykorzystując z sajgonkami wszelkie możliwe atrakcje. Głupio się przyznać, ale ja w parku dinozaurów najbardziej uwielbiam łańcuchową karuzelę, bo przypomina mi szaleństwa z dzieciństwa. Razem z Tysią nie przepuścimy żadnej okazji, aby się przejechać łapiąc się nawzajem już w powietrzu, zakręcając łańcuchy i puszczając z rozmachem. A że w "naszym" parku dinozaurów takie atrakcje usytuowane są wśród drzew, wrażenia są ponad przeciętne. Dziś z Tysią kręciłyśmy się co najmniej z 5 razy. Lili natomiast nie pozostaje w tyle za starszą siostrą, bo tyleż samo razy - o ile nie więcej używała karuzeli łańcuchowej dla młodszych dzieci.

Pogoda przecudna, oby tak dalej, to na pewno zregenerujemy się po ostatnich trudach.


piątek, 27 kwietnia 2012

choróbsko zagadka

Tysię dopadła temperatura. Trzyma od niedzieli wieczór. Lili dopadło mega katarzysko i stan podgorączkowy. Standard - długi weekend przed nami.
Wczoraj rzutem na taśmę - tuż przed swoim urlopem - przyjęła nas nasza pani Doktor. I nic. Wszystko czyste a temperatura jak była tak stawała się coraz wyższa. Dziś zrobiliśmy Tysi wyniki. Morfologia z rozmazem - idealna. Lekko podwyższone CRP. Pojechałam z wynikami do naszej przychodni. Tutejsza pani doktor stwierdziła, że bez dziecka nic nie orzeknie. Pojechałam pędem po Tysię. Z dzieckiem też nic nie orzekła. Bo ewenementem jest sama Tysia, która przy pomocy wysokiej temperatury radzi sobie z każdym "cholerstwem", pozbawiając przy okazji spokojnego snu matkę. Bo matka nocami czuwa, żeby temperatura nie przerosła samej Tysi.

niedziela, 15 kwietnia 2012

relacja z deszczowej niedzieli

Zakupiliśmy dziś dla Tysi rower. Piękny! Tysia jest taka wysoka, że jak to pan w sklepie stwierdził: Jest pomiędzy kołem 20 a 24 cale. Przejechała się jednym i drugim i ten drugi był za ciężki, więc wybraliśmy ten pierwszy. Gdyby umiała lepiej jeździć to pewnie wzielibyśmy ten drugi, ale jeszcze  trochę musi nabyć umiejętności i nie chcieliśmy, żeby się zniechęciła. Dziękujemy wujowi M., który zasponsorował rower swojej chrześniaczce.

Wracając, zajechaliśmy do Karczmy na obiad. Lili wzięła menu i czyta:
- Cukl. Cukl dla dzieci. Cukl dla dolosłych.
Lili - fanka cukru widzi ten cukier wszędzie. I tam, gdzie jest i tam gdzie go nie ma.
Podczas składania zamówienia, Lili wymknęła się do innego stolika i zjadła 2 łyżeczki cukru ze stojącej tam cukierniczki. Wróciła do nas, a szczęście na jej twarzy wydało ją raz, dwa, trzy.

Podczas obiadu wstawała na krzesło. eSBek zwrócił jej uwagę.
- Lili, nie stawaj na krzesło, bo spadniesz!
W odpowiedzi usłyszał:
-  Tato! Czy Ty raź w żiciu nie moziesz być plawdziwym zającem?!?
Nikt - pewnie z wyjątkiem Lili, nie wiedział o co chodzi. Może o zająca Poziomkę?

Następnie wylądowałyśmy z Tysią w toalecie. Nagle przybiegł eSBek i z niepokojem w głosie zapytał nas przez drzwi:
- Jest z Wami Lili?
- Nie.
 I pobiegł.
Po tym jak wróciłyśmy z Tysią, zapytałam gdzie była Lili.
- Siedziała pod stolikiem.
- A co tam robiła?
- Też ją o to zapytałem i odpowiedziała mi, że uważa, że jak się je cukier to najlepiej się schować. Nie wiemy ile łyżeczek cukru tym razem wciągnęła.

W sumie, łobuz z niej, ale... jak po zjedzonym posiłku kelnerka przyniosła sajgonkom muffinki, spojrzała na nią tymi swoimi niebieskimi oczami i powiedziała:
- Dziękuję Pani baldzo!
No co Tysia, która zazwyczaj ma problem z używaniem "magicznych słów" rzekła swoim dźwięcznym głosem:
- O!!! I to jest kulturalny młody człowiek!

I tym optymistycznym akcentem kończę relację z Piernikowa zlanego deszczem. Wczoraj cały dzień działaliśmy w ogrodzie, świeciło cudne słońce. Dziś, jak czas odpoczynku, trzeba siedzieć w domu lub załatwiać sprawunki, na które w czasie tygodnia brak czasu.

Kaśka

Lili grezmoli po Tysiowych rysunkach. Wykorzystuje moment, w którym Tysia odejdzie od biurka, siada i "ulepsza" wykonane przez nią dzieło. Tysia po tym, jak odkryje co Lili zrobiła wpada w wielką złość, a Lili bierze nogi za pas. Tak zdarzyło się kilka dni temu. Popatrzylam na Tysię, żal mi jej się jak zwykle zrobiło, podeszłam do Lili i zapytałam czemu to zrobiła. Spojarzała na mnie i powiedziała:
- Kaśka mi kazała!
- Co Ci kazało? Kaszka?
- Nie, kaśka!
- A co to jest kaśka???
- Moja psijaciółka!

I w sumie zapomniałabym o całej sytuacji, gdyby nie wczorajsza rozmowa w samochodzie, którą Lili zaczęła następującymi słowami:
- Nie widziałam dziś Kaśki!
eSBek, który nie był obecny przy historii z bazgrołami na Tysiowym rysunku, popatrzył na mnie zdziwiony.
Ja wyjaśniając: Kaśka to przyjaciółka Lili.
S: Aha. A jak ta Twoja przyjaciółka wygląda?
L:  Jest cielwona i biała!

Ziomek z tej Lilowej przyjaciółki. Jest nasza! Narodowa!

piątek, 13 kwietnia 2012

powtórka z rozrywki i znaki czasu

Lili z Tysią uwielbiają bajki grajki. Lili jest obecnie na etapie "Przygód Piotrusia Pana" Tysia "Zająca Poziomki". W domu leci na przemian - o ile sajgonki dojdą do porozumienia - Kapitan Hak i Rozamunda. Tysia jak była w wieku Lili to też zasłuchiwała się w Piotrusiu.

Wieczorem wołałam Lili na mycie ząbków. W odpowiedzi usłyszałam:
- Zaciekaj!!!! Musię wysłać mejla!
Wyglądam z łazienki ze szczoteczką do zębów w ręku a Lili siedzi przy moim komputerze i z uśmiechem na ustach stuka w klawiaturę. Kiedy ja tak sprawnie zaczęłam stukać? Chyba na początku studiów, jak dorobiłam się eSBeka, a on miał komputer:)

wtorek, 10 kwietnia 2012

łosie, żaby, wilki i bobry, dzikie kaczki i szare gęsi

W tym cudnym miejscu mamy możliwość przebywania co roku w lany poniedziałek. Dobrodziejstwo, że babcia sajgonek mieszka w pobliżu, docenia się dopiero teraz. Lepiej późno niż wcale;)
Tysia zachwycona, poszukiwała łoszaka. Lili wyłapywała żaby i wyszukiwała jaszczurki. Jedną żabkę udało jej się złapać i poprzytulać chwilę. Nieco później, po mojej wielokrotnej namowie wypuściła małą do mamy i taty. W sumie dobrze, że nie chciała szukać "żabiej mamy i taty" i zabrać razem z małą żabką do domu.
W tym roku obie sajgonki zapoznały się z lornetką i są zachwycone. Dziadek H. byłby szczęśliwy, gdyby żył. Lornetka i lupa to spadek pod dziadku właśnie.

niedziela, 8 kwietnia 2012

wielkanocne harce u pani babci

Przyjechaliśmy do babci Irci w nocy z piątku na sobotę. Poszliśmy spać ok w pół do drugiej.
Tysia z babcią, ja z Lili, która wyspała się w samochodzie i nawet przez myśl jej nie przechodziło, żeby pójść spać drugi raz tej nocy. eSBek szczęściarz - sam.
Rano Lili wstała i zaczęła szukać książeczek do przeczytania. Powiedziałam jej, żeby zapytała babci, gdzie je ukryła. Lili podbiegła do wychodzącej z kuchni babci i mówi:
- Pani Irciu, gdzie sią książećki????
Babcia popatrzyła zdziwiona na Lili pierwszy raz tego dnia, a kolejne szaleństwa sajgonek u babci w wielką sobotę skłoniły mnie do postawienia sobie pytania: Czy babcia Ircia przetrzyma z nami święta?

No bo:

1. po naszym śniadaniu, Lili niepostrzeżenie zgarnęła pudełko czekoladowych jajek i ukryła się z nimi pod biurkiem zasłaniając wejście. Tam wciągnęła kilka jajeczek i była bardzo niepocieszona, kiedy ją nakryłam sprawdzając co się dzieje u dziewczyn na zasadzie "coś tam cicho u sajgonek";

2. dziewczyny zrobiły sajgon w wysprzątanym do czysta babcinym dużym pokoju przekształcając łóżko w "lwią skałę" i wariując wcielały się w role: Tysia - Simba i Lili - Nala;

3. niepostrzeżenie do zabawy dołączyła babcia, niestety w progresywnych okularach we włosach, Tysia w przypływie walki o lwią ziemię uderzyła babcię jedną z puf w głowę i wygięła okulary powodując rozpacz babci, która pojechała okulary naprawiać (pojechała pomimo tego, że nie miała okularów do jazdy - na moją propozycję, że ją podwiozę stwierdziła, że sobie poradzi, bo nie będzie wyprzedzać;)

4. podczas malowania woskiem pisanek, Lili spadły na podłogę dwa jaja mi z wrażenia trzecie (obraliśmy do sałatki), pięć się ostało, wzory na jajach według wieku i umiejętności,

5.  Lili podczas naszego "wykańczania" pisanek wymknęła się cichutko i wysmarowała na grubo buzię kremem Nivea, przyszła biała i zapytała czy "dobzie się wyklemowała";

6. podczas wieczornej kąpieli, sajgonki wytopiły w wannie dwa mydła w kostce i wyprały ręcznik.   
Jeszcze dwa dni Świąt. Pogoda pod psem. Nasza sunia u eSBeka siostry.

Wszystkiego dobrego!

P.S. A babcia przetrzyma, bo sama niezły antymon była jak była mała;)

P.S.2 Podczas czytania tego posta, babcia odkryła, że ściana została pomalowana czarną kredką. Zawołała sajgonki i zapytała kto to. Lili podniosła rękę do góry. Na marginesie należy zaznaczyć, że całe babci mieszkanie zostało odmalowane na tydzień przed Świętami.

P.S. 3 Ale babcia jak to babcia takimi rzeczami się nie denerwuje, choć na pewno jej żal.

niedziela, 1 kwietnia 2012

chciałabym...

..., żeby to był żart primaaprilsowy, ale jednak nie, Lili dziś w nocy dostała wysokiej temperatury. I kaszle. Standard. Za 5 dni Święta i mieliśmy wyjechać do babci sajgonek. Tysia od dwóch już dni robi babci książeczkę z zadaniami. Sama uwielbia rozwiązywać wszelkiego rodzaju łamigłówki, to i babcia będzie musiała te zrobione przez Tysię. A najbardziej rozczuliło mnie, że samodzielnie podpisała tę książeczkę: "PAMEŃT BABCIA". Co oznacza zapewne: "PAMIĘTNIK BABCI".

Tak sobie myślę, ze pewnych rzeczy nie przeskoczymy.

sobota, 31 marca 2012

brrrrr....znów śnieg

A tydzień temu w sobotę było 20 stopni. Zrobiliśmy w szafie wiosenne porządki. Pochowaliśmy do koszy zimowe kurtki. Pojechaliśmy do ogrodniczego. Zrobiliśmy mega zakupy. Uporządkowaliśmy z eSBekiem skalniak. No mówiąc uczciwie: połowę skalaniaka.
A dziś pada śnieg!
Tysia - zimowe dziecko - zachwycona, zadzwoniła do babci, czy u niej też. Też pada.
Z kolei Lili - dziecko lata - z ponurą miną wyjrzała przez okno i zapytała: "Kto wpuścił tu ten śnieg!?!"

poniedziałek, 26 marca 2012

8

Ósmy ząbek wypadł Tysi w sobotę wraz z chrupaniem jabłka w ogrodzie. Starsza sajgonka dziarsko trzymała go w dłoni, pokazała mi, pokazała ojcu, poprosiła mnie o schowanie do koperty. Tym razem obyło się bez pisania listu do Wróżki! Ząbek w nocy został podmieniony przez tę ostatnią na koszulkę z psem.

Lili natomiast z tej okazji została obdarowana koszulką z kotem.

Jedocześnie naszła mnie taka refleksja: Tysi pozostało do wymiany jeszcze 12 zębów, pewnie jak wypadnie ostatni z nich, mleczaki zaczną wypadać Lili. Oznacza to, że Wróżka Zębuszka nie opuści sajgonek przez najbliższe kilka lat.

niedziela, 25 marca 2012

komediodramat

Postacie:
- p. Lidka - niania, zwana przez Lili Lidzią
- p. Ela - pani, która co piątek próbuje doprowadzić do używalności nasze mieszkanie
Obie zabójczo zakochane w Lili.

Narrator: Lili

Miejsce narrarcji: łóżko rodziców, opowieść snuta przy zakładniu pieluchy na noc.

Miejsce zdarzenia: jeszcze nie ustalone i zapewne pozostanie tajemnicą.

Dramat w jednym akcie słowami Lili:

Ela była niegzećna i Lidzia pobiła Elę tak, że aż klew jej leciała!

wtorek, 20 marca 2012

kiedy dwuipółlat jest szczęśliwy?

Wtedy, kiedy dostanie dwie "klęcące się spódniczki"!
A dziś Lili dostała, jedną różową a drugą różową w biedroneczki. Ale nadal ciocia Agata nie może do niej mówić: "Kochanie". Bo Lili jest skarbulcem tatusia.

zuch i nie zuch

Tysia ma ostatnio trochę gorszy czas w zerówce.  Z dwa tygodnie temu Pani Ania powiedziała mi, że Tysia jest niegrzeczna. Przekazała mi również, że zauważyła, że jej zachowanie zmieniło się po powrocie z ferii. Postanowiłam porozmawiać z Tysią.
Ja: Tysia, pania Ania powiedziała, że nie słuchasz i jesteś nie grzeczna w zerówce.
M: Wiem....
Ja zdziwiona: Skoro wiesz, to dlaczego źle się zachowujesz???
M: Mamo, zlozum! To jest silniejsze ode mnie. Nie wiem czemu jestem niegrzeczna. Czasami dzieci tak mają. Ale obiecuję, że postalam się być grzeczniejsza.

Dziś Tysia przyszła z przedszkola i powiedziała:
M: Pani Ania dziś  mnie  pochwaliła. Dziś byłam grzeczna!
Ja: Fajnie, a czy na zajęciech pana Daniela też byłaś zuchem?
Tysia spojrzła na mnie niepewnie: Nie...
Ja: Tysia...
M: Oj, mamo! Ja się stalam, ale zajęcia z p. Danielem są późno i lozumiesz...dziecko jest już zmęczone i czasami nie ma już siły być grzecznym. Ale nie udawałam psa!

Bo problemem Tysi na zajęciach z p. Danielem jest to, że Tysia na tych zajęciach udaje psa! Zamiast śpiewać i powtarzać angielskie zwroty, Tysia "hauczy". Sama byłam świadkiem takiego zachowania na zajęciach otwartych. Pan Daniel też zwrócił mi na to uwagę.  W sumie to mi głupio było, ale co ja mogę prócz rozmowy i czekania aż Tysia sama wyrośnie z takiego zachowania. Wierzę, że tak będzie.

czwartek, 15 marca 2012

spostrzeżenie

Sajgonki - nasze dziewczyny, z jednych rodziców a jakże różne. Aż niesmowite. Jeśli ktoś kiedyś miał teorię, że nowo narodzone dziecko to "biała karta", to chyba nie miał dzieci, skoro był w takim błędzie. Dziecko rodzi się uksztłatowane, możemy jedynie wzmacniać lub osłabiać pewne jego osobliwe cechy. I nic więcej. I dobrze w sumie.
Wydaje mi się, że sajgonki wychowywane są tak samo, choć eSBek twierdzi, że jednak trochę się to różni. Chociażby wiek rodziców;) albo okoliczność, że Tysia była pierwsza a Lili ma starszą siostrę. Pewnie racja, ale takie niuanse nie mogły wpłynąć tak bardzo na osobowość sajgonek.
Tysia - dziewczyna-kumpel.
Lili - dziewczyna - dama. Choć obie twierdzą, że księżniczkami nie są.
Tysia - najlepiej nosi spodnie i luźne bluzy z dinozaurami.
Lili - zażyczyła sobie wczoraj 'klęcącej się spódniczki". A spódniczkę w swoim dwu i pół letnim zyciu miała na sobie więcej razy niż eMka w swoim sześcioletnim.
Tysia - nigdy nie miała pomalowanych paznokci.
Lili - jak maluję, nie przepuści żadnej okazji.
Tysia bojowniczka - większość kwestii załatwia stanowczym głosem i groźbą.
Lili słodziak - uśmiechem i prośbą.
Tysia - logiczna do bólu. Każde zagadnienie rozłoży z precyzją na czynniki pierwsze, czym nie jeden dorosły się nie poszczyci.
Lili - jeszcze nie wiem.
Tysia - jak była mała w wóżku (błękitnym) woziła ukochanego łosia - śpi z nim do dziś.
Lili - w różowym wózku wozi Tereskę i Tomcia, względnie inną wydobytą z otchłani piwnicy lalkę. Tysia wszystkie lalki wymeldowała z pokoju w wieku półtora roku. Wyrzuciła do przedpokoju stwierdzając, że żadnej być w jej pokoju nie może. Teraz toleruje lalki Lili, ale nawet ich nie tknie.

I tak sobie myślę, że na chwilę obecną skończę. I będę dopisywać w między czasie, żeby w przyszłości przekazać sajgonkom swoje spostrzeżenia. Bo porównywać przy nich nie będę. Aczkowiek każdego dnia zachwyca mnie ich odmienność.

wtorek, 13 marca 2012

nieśmiertelny Tuwim

Przez ponad tydzień uczyliśmy się "Rzepki". I się nauczyłyśmy, jednak Tysia wyróżnienia nie otrzymała, bo się piekielnie zestresowała. Zupełnie do niej niepodobne, ale okazało się, że konkurs był ogólnoszkolny, a więc brały w nim udział dzieci klasy pierwszej i drugiej oraz zerówka. Dodatkowo Tysia miała przed taką publicznością występować jako pierwsza. I powiedziała dzielnie cały wierszyk, ale tylko "refren" głośno a resztę cicho Pani Ani na ucho. Pierwsze, co powiedziała jak wsiadła do samochodu to to, że miała straszny stres. Szczerze i uczciwie, można było zacząć od drugoklasistów, potem pierwszoklasiści, którzy ośmieliliby zerówkowiczów, którzy w większości byli bardzo zestresowani.

Ale nieoczekiwanie zawitał do nas jeszcze jeden wierszyk Juliana Tuwima. Lili spotkała na spacerze w parku czarnoskórego chłopca, spojrzała na Lidkę i zapytała:
- A cio ten Muzinek Bambo tutaj lobi???

Wiersze podstawą poznawania i nazywania świata.

smakuje jak....

.... kulczak!!!!To określenie Lili na wszystko, co jest pyszne i do jedzenia. Nawet słodka bułeczka i mamba "smakuje jak kulczak!".

ponownie...

... zaginął ząbek. To już nudne się robi. Tym razem sytuacja jest o tyle paradoksalna, że ząbek został wyrwany przez profesjonalnego dziecięcego stomatologa i wręczony Tysi do łapki, żeby schowała pod poduszkę. No i Tysia schowała pod poduszkę i ząbek zniknął. O ja...może Wróżka Zębuszka istnieje naprawdę i zabiera mleczne ząbki! Tylko czemu obciąża finansowo rodziców i nie podkłada w zamian prezentów?
Ząbek - górna dwójka - został wyrwany w Dzień Kobiet. Tak się akurat złożyło, bo trzeba było działać szybko. Tysi w miejscu dwójki mlecznej, która nadal tkwiła dzielnie na swoim pierwotnym miejscu, wyrastała dumnie dwójka stała. I żeby się nie wykrzywiła trzeba było mleczaka wyjąć. A że nie mogłam tego zrobić ani ja ani eSBek, poszliśmy do stamatologa. W związku z tym, że eSBek tego samego dnia zabierał nas na lody, a Tysia zażyczyła sobie również obecności Franka, który wręczył jej z okazji Dnia Kobiet tulipany, przed łakociami wylądowaliśmy całą piątką u stomatologa. Tysia po wyrwaniu zęba, wybiegła do poczekalni, uśmiechnęla się zakrwawionym gazikiem do Franka i zapytała:
- Jak wyglądam?
Na co Franek: - ładnie!!!!

Obecnie kolejny list zalega pod poduszką. A prezent ukryty w chlebaku, bo tam starsza sajgonka sama nie zagląda.

środa, 7 marca 2012

mała kobietka

Leżymy dziś rano w łóżku, Lili oczywiście z nami i jako jedyna obudzona. Głaszcze eSBeka po brodzie i mówi:
- Tato, musisz się ogolić.
eSBek przez sen: Ychy.
Lili ponownie: Tato, musisz się ogolić, bo kłujesz.
S: Tak, Kochanie wiem.
L: Tato, ale musisz się ogolić, wiesz?
S: Tak, wiem Kochanie.
L: Tato, naplawdę musisz się ogolić.
S: Tak, ogolę się.
L: Tato, kłujesz, ogolisz się?
eSBek zirytowany: Nie! Nie ogolę się!
L: Dlaciemu????

wtorek, 6 marca 2012

kumpel wieszcz

Siedzimy dziś przy kolacji i mówię sajgonkom, co jeszcze dziś wieczorem musimy zrobić. Poćwiczyć z Tysią literkę R, bo p. Karolina urwie nam głowę, wykąpać się, obejrzeć bajkę i poćwiczyć Rzepkę. Tysia stwierdza:
- Ale ja już znam Rzepkę na pamięć.
Ja: Wiem, Tysia, ale recytować to nie znaczy znać na pamięć wiersz, tylko potrafić go ładnie mówić.
M: Ale też znać na pamięć, tak?
Ja: Tak.
Tysia kontynuuje: No wiesz mamo, bo ja zauważyłam, że w jednej zwlotce jest: "...czyhał kotek w uklyciu..." i tak się zastnawiam, może Julian się pomylił i powinno być: "...czekał kotek w uklyciu...." 

niedziela, 4 marca 2012

rzepka

eMka ma konkurs recytatorski, z poezji Tuwima. W mojej opinii to trochę niefortunny wybór, bo po pierwsze wierszy dla dzieci nie napisał on za wiele, a te które napisał są potwornie długie. Najkrótsze to Abecadło, Kotek i Idzie Grześ. Cała reszta to kilkuzwrotkowe poematy. eMka wszystkie kojarzy, bo były na tapecie parokrotnie, ale to co innego niż nauczyć się wiersza na pamięć. Na dodatek eMka wybrała Rzepkę, bo w tym wierszu ...jest najwięcej zwierzątek. I tak czytamy raz dziennie "ze zrozumieniem i powtarzaniem" Rzepkę - więcej się nie da, bo za długa - i wierzymy, że do piątku zapamiętamy cały wiersz:)

sobota, 3 marca 2012

kot

Mamy z sajgonkami pewien plan. Chcemy mieć kota. Szczęście nam sprzyja, bo Śnieżka jest w ciąży, a Iga obiecała nam kocura. Więc niby wszystko ok, tylko akceptacji eSBeka brak. Przekonuję go do kota w domu i mówię:
- eSBeku, a jak mielibiśmy mieć kotka to może Ty wybrałabyś mu imię, co?
Cisza.
- No, eSBeku, jak byś go nazwał?
- Pasztet!

sobota, 25 lutego 2012

specyfika eMki

Tysia jest specyficzna. Jak mówi jej pani z zerówki, jest specyficzna, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Tysi jest wszędzie pełno. Jest radosna i lubi robić psikusy. To podoba się rówieśnikom, młodszym i starszym dzieciom. Szybko zawiera znajomości. Zaprzyjaźnia się w tempie ekspresowym.
W hotelu jest fajna kawiarnia, której częścią jest kącik malucha - taki mini małpi gaj, oszkolony ze wszystkich stron. Dzieciaki jak na patelni, rodzice mogą kawę wypić i mieć oko na pociechy. Spędzaliśmy tam każdy wieczór. Pierwszego Tysia podbiegła do mnie i zapytała:
- Mamo, mogę iść z koleżanką do jej pokoju.
Zatkało mnie, bo to pierwszy raz. Zapytałam, jak ma koleżanka na imię. Tysia popatrzyła na mnie i powiedziała, że nie wie. Ja no to:
- Tysia dowiedz się jak dziewczynka ma na imię, i niech koleżanka zapyta rodziców, czy możesz pójść do jej pokoju.
Po 2 minutach Tysia przybiegła i powiedziała, że rodzice koleżanki się zgodzili. Powiedziałam, że może iść, ale na 15 minut. Uradowana Tysia pobiegła.
Przybiegła za 15 minut. Pochwaliłam ją, że taka punktualna. A ona na to:
- Mamo, mogę iść do tej koleżanki pooglądać filmiki?
- Jakie filmiki?
- No z komputela.
- Czyjego komputera?
- Jej mamy.
- A jak koleżanka ma na imię?
- O ja! Zapomniałam!
I pobiegła po raz kolejny zapytać, z kim spędziła ostatnie pół godziny. Cała Tysia.

piątek, 24 lutego 2012

ferie to jednak fajny czas

Oprócz ubierania Lili i wrzasków z jej strony wywołujących zaciekawienie wszystkich wokół, to można by powiedzieć, że ferie są naprawdę udane! Wczoraj Lili tak krzyczała przy ubieraniu, że pani przechodząca obok naszego pokoju zaczepiła Tysię, którą wcześniej wystawiłam z pokoju i zapytała dlaczego braciszek płacze.
M: To nie blat. To siostla.
P: Acha, a czemu tak płacze?
M: Bo ją ubielają.
I to byłoby na tyle. Jedyny powód. Z utęsknieniem czekam wiosny a już na pewno lata - Lili założy tylko sukienkę i będzie mogła szaleć do woli.
Ale dość już o tym.

A lepiej o tym, jak dwu i pół letnia Lili potrafi wszystko załatwić. Mało tego, że każdego zaczepia i wdaje się w pogawędki zaczynając o tego jak ma na imię i nazwisko, jak ma na imię jej siostra, mama i tata. Ostatnio załatwiła mi kawę w kawiarni. Usiedliśmy z eSBekiem przy stoliku i mówię mu, że kawy bym się napiła. A on zatopiony w lekturze. Lili popatrzyła na nas, podeszła do baru, zaczepiła kelnera i mówi:
- Moja mama chcie kawę! Loziumieś?!
Szybko dostałam latte! Moją ukochaną!

Któregoś wieczora przy kolacji Lili nam zaginęła. Rozglądaliśmy się po całej restauracji i jej nie widzieliśmy. Nagle zauważyliśmy Pana, który właśnie wrócił do stolika i się nad kimś pochylał. Patrzymy a Lili wychodzi spod jego stolika, z uśmiechem podaje mu rękę, mówi "Cieść!" i podbiega do nas. My ze zdziwieniem:
- Lili, czemu uciekłaś i co robiłaś pod stołem?!?
- Kupę.

Pogodę mamy w kratkę. Następnego dnia po naszym przyjeździe było mroźno i słonecznie. Po tym padał śnieg, wszystko przykrył. Kolejnego dnia spadł deszcz i było dość ciepło. Wczoraj świeciło słońce i było 8,5 stopnia. A dziś znów pada deszcz.

Wczoraj nie byłyśmy z Tysią nad morzem - a szkoda, bo podobno pięknie było, fale nieprzeciętnie wysokie. eSBek z Lili byli, to nam donieśli. Ja z Tysią wylądowałyśmy na lodowisku. Pierwsze doświadczenie dla starszej sajgonki, radziła sobie świetnie, ja nie pamiętam ile lat temu jeździłam ostatni raz, ale jako matka musiałam być wsparciem. I udało się, Tysia załapała bakcyla. Teraz tylko mamy dylemat: czy kupić łyżwy czy rolki. Przeciw rolkom absolutnie przemawia stan chodników i okoliczność, że jakbym miała wybierać wypad na rolki czy rower to na 100% wybrałabym rower. Przynajmniej można pojechać całą czwórką. Więc pewnie nabędziemy łyżwy, lodowisko w Piernikowie też mamy blisko. I koniecznie musimy zakupić większy rower dla Tysi. Tej wiosny już nam nie odpuści. Dobrze, niech się zapiera, jak coś uwielbia.

Dziś znów wybraliśmy się na lodowisko, ale Tysia miała iść z eSBekiem. Niestety wiatr był tak silny, że niewskazane było szaleństwo na łyżwach. Za to upatrzyliśmy strzelnicę. eSBek - jedyny rodzynek w naszej rodzinie - pofolgował sobie z bronią długą i krótką. My dzielnie kibicowałyśmy. Nie ustrzelił dychy, ale kilka razy był blisko. Jakiś ukryty talent w nim drzemie.

No i nie mogłabym odpuścić opisania codziennych wariacji na basenie. Tysia ma grupowe, godzinne zajęcia, gdzie nawiązuje coraz to nowe znajomości (imion jak zwykle nie pamięta, co w 100% odziedziczyła po ojcu), Lili natomiast tak przekonała się do basenu (pierwszego dnia krzyczała w niebo głosy!), że trudno ją wyciągnąć. I nie szleje w jakimś małym brodziku dla dzieci. Oj nie, to duży basen z rwącą rzeką jest dla Lili najatrakcyjniejszy. Nie wiem skąd w niej tyle odwagi.

I to byłoby na tyle na dziś. W niedzielę kończy się laba! Laba pełną gębą:), bo kuchnia jest tu niesamowita:) 

 

środa, 22 lutego 2012

pierwsza noc

W domu Lili przychodzi do nas w nocy. Wychodzi z łóżka, otwiera drzwi od pokoju i słyszymy tylko jak małe stópki zasuwają do nas przez salon aż trafią do naszej sypialni. Wówczas przechodzi przeze mnie, kładzie się w środku i w zależności od nastroju tuli się do mnie albo do eSBeka. Tysia miała dokładnie tak samo do 3 lat, kiedy trzeba było rytuał ukrócić z powodu narodzin Lili.
Wracając do młodszej sajgonki, pierwszej nocy w hotelu Lili wstała, wygramoliła się z łóżka i ruszyła korytarzem przed siebie, aż dotarła do drzwi wejściowych, które zamierzała otworzyć. Dobrze, że mam płytki sen, obserwowałam wszystko od początku i w porę ją zatrzymałam. Rano z kolei zaczęła rozglądać się po pokoju. Pytam, co się dzieje, a ona:
- Siukam dlabinki!
- Jakiej drabinki????
- Nio, zieby wejść do Tysi łóźka!
Siła przyzwyczajenia! Tysia z Lili na feriach śpią razem w zwykłym dwuosobowym łóżku:)

ferie 2012

spędzamy nad morzem. Morze przecudne. Przez te ostatnie mrozy zamiast plaży jest powierzchnia pełna kawałków kry stojących pionowo. Część kry jeszcze na morzu a fale rozbijają to co jest na plaży. Nieprzeciętna siła, nieprzeciętny wiatr, widok niesamowity.
Z sajgonkami przez pierwsze trzy dni się docieraliśmy. Straszne, dzieci są nasze, ale spędzamy z nimi tylko weekendy i jakieś dwie - trzy godziny dziennie. Zawsze coś innego jest do zrobienia. I jak tak już człowiek może być 24 h do dyspozycji dziecka, zaczynają się schody. Tysi ramy dnia i codzienne czynności wyznaczają panie z zerówki, Lili Lidka. A tu rodzice próbują przemycać to co im wydaje się za naturalne. I jest awantura, wrzask, złość. Drugiego dnia przy ubieraniu Lili chciałam wracać do domu. Bo przyjechaliśmy tu odpocząć, a nie walczyć i się spalać. Wczoraj było nieźle, dziś już całkiem dobrze. Wydaje mi się, że się dotarliśmy:) Daliśmy radę zrozumieć sajgonki.

Oczywiście są też komiczne momenty. Bez nich sajgonki nie byłyby sajgonkami. Wczoraj przed spaniem Lili założyła swoją różową nakładkę sedesową na głowę i mówiła, że ma piękny kapelusz. Niechybnie kapelusz przeszedł przez głowę i znalazł się na szyi. Za nic nie mogliśmy go z powrotem przecisnąć. Przeszkadzały uszka Lili. My się pokładaliśmy ze śmiechu, Lili była lekko przerażona. Summa summarum - udało się.

Zdarzają się też chwile mrożące krew w żyłach: wczoraj Tysia biegła po japonki przy sportowym basenie. Była już w szlafroku, bo miałyśmy zbierać się na kolację, poślizgnęła się i wpadła do głębokiego basenu. Kątem oka dostrzegłam rozbieg ratownika i jego skok do basenu. Nie widziałam całej sytuacji, nie wiem skąd miałam przeczucie, że skacze, żeby wyciągnąć Tysię. Zaczęłam biec w tamtym kierunku aż pogubiłam japonki. Zobaczyłam jak ratownik wydobywa Tysię z wody w ociekającym szlafroku. Cała sytuacja trwała parę sekund, ale moje przerażenie nie miało granic.

Sajgonki dostarczają nam atrakcji codziennie. Jakby nic się nie zdarzyło to z przyjemnością wielką o tym doniosę.

sobota, 18 lutego 2012

dom wariatów

Wybieramy się na ferie - niemożliwe, że mamy wolne! A jednak to wiadomo, bo:

Lili dostała mega kataru, który nie chciał jej przejść. Wczoraj wieczorem zaczęła kaszleć, czego się wystraszyłam, bo katar trwał już 6 dni i było tylko gorzej. Bałam się więc, że coś na oskrzelkach się rozwinęło. Postawiłam dziś panią doktor na nogi i poprosiłam wyjątkowo o przyjęcie w sobotę. Po tym jak powiedziałam jej, że jutro wyjeżdżamy i muszę wiedzieć, czy Lili coś dolega, przyjęła nas o 13. Nic jej nie dolega, ale katar nadal zatykający nosek.

Tysia z kolei dziś wieczorem zaczęła kaszleć, ale starszą sobie na razie odpuszczam. Zaimplikuję jej tylko GARDIMAX mini. Mam nadzieję, że się nic nie rozwinie, bo dla niej na ferie przewidziałam codzienne wariacje basenowe, co uwielbia.

- samochód nam się zepsuł. Wczoraj jak udaliśmy się w podróż z eSBekiem, po 100 km okazało się, że turbina przestaje działać. Raz działa, raz nie. Wieczorem eSBek wstawił auto do warsztatu, a dziś ok 15 usłyszeliśmy radosną wiadomość, że może być naprawiony dopiero we wtorek i lepiej nim do tego momentu nie jeździć. Pół dnia nam zajęło znalezienie transportu zastępczego, i jak zwykle dopisali przyjaciele, na których zawsze można liczyć, bez proszenia i tłumaczenia. Sami się domyślą w jakiej jesteśmy sytuacji, nie to co najbliższa rodzina, w której niektóre osoby nawet przy wyłożeniu pewnych kwestii w sposób łopatologiczny, za Chiny nie pojmą o co chodzi. eSBek mówi, żebym tego nie pisała, ale przecież to jest mój blog a on nie jest cenzorem. To tylko na marginesie, a wracając do transportu, to pod rozwagę braliśmy autobus (wyjazd o 1.20 przyjazd o 7.05), pociąg - najkrócej jedzie z 3 przesiadkami, bo tylko 5 godzin, a z jedną 8 h:) Niech żyje PKP! I autostop, co z sajgonkami w ogóle by nie wypaliło. Ale jedziemy samochodem, który eSBek odbierze w środku nocy, bo właśnie kolega brata Agatki wraca nim z Austrii.

 - ale najgorsze zdarzyło się o 20.18, jak leżąc z Lili w łóżku zapytałam eSBeka, czy foteliki są w naszym samochodzie, który jest w warsztacie, zamkniętym w niedzielę a otwartym w sobotę do 20. Zaklął siarczyście i zaczęliśmy akcję telefonowania do mechanika. Udało się, rzutem na taśmę, jeszcze jeden gość tam był i właśnie zamykał. Dobrze, że warsztat jest blisko naszego domu.

A po drodze, podczas całego dzisiejszego dnia zdarzyło się jeszcze kilka rzeczy, które przy powyższych są kwestiami małej wagi.

rajtsopy a'la eLka, tajemne miejsce i coś jeszcze

Bunt dwulata u Lili przejawia się w ubieraniu. Najlepiej nie ubierać się w ogóle, a jak już Lili jest ubierana to krzyczy w niebogłosy jakby z niej skórę ktoś zdzierał. Ale chyba o tym już pisałam. A okoliczność, że piszę o tym jeszcze raz świadczy tylko, że codzienne czynności przy eLce to dla nas  naprawdę traumatyczne przeżycia. Już nawet się zastanawiałam, że może coś ją boli, ale np. dziś u pani doktor nawet się nie zająknęła, ubrała się jak na modelowego zucha przystało. Więc to jedynie kwestia jej "docierania się ze światem".  Ale to nie koniec, bo jak już Lili założone zostaną rajstopy to ona spuszcza sobie pas z brzucha i robi prążki na kostkach. Wygląda jak luj. Ciekawe jak długo to potrwa.

Bunt przejawia się jeszcze w robieniu kupy w majty! Z premedytacją!, która polega na tym, że Lili tą kupę strzela na parapecie. Wchodzi na parapet - nie mówię już, że do wspięcia się na wysokość używa konia na biegunach - owija się w zasłonkę i strzela kupę. Nie wiem, może myśli, że nikt jej nie widzi...

Jest jeszcze jedna rzecz. Obcinanie paznokci u stópek. Paznokietki u rączek, ok, nawet sama proponuje. Stópki... nie daj boże! Ostatnio wymyśliłam, że obetnę jej jak już będzie głęboko spała. Poprosiłam eSBeka o pomoc - żeby poświecił latarką. Nic z tego stópki przy dotknięciu uciekały pod kordełkę. Nie udało się i trzeba było rano "na żywca" obcinać. Łzy lały się hektolitrami:(

demaskatorka

przy śniadaniu Tysia wymyśliła zabawę. Ustaliła następujące zasady gry: ten, kto trzymał w ręku metalową literkę musiał powiedzieć wyraz rozpoczynający się na konkretną literkę. Wyraz musiał być powiedziany w języku angielskim. Przeszliśmy we trójkę (Tysia, eSBek i ja) kilka rundek, była literka B, C, K, M i D. Po czym zabawa skończyłaby się, ale eSBek zaczął stale mówić do sajgonek w języku angielskim. Tysia podchwyciła i konwersowała z ojcem. Lili natomiast popatrzyła z pobłażaniem na eSBeka i powiedziała:
- Tato, prześtań udawać!!!!

środa, 15 lutego 2012

drogowcy

Pamiętam jak dziś, jak na początku listopada drogowcy w radiu zapierali się, że zima ich w tym roku nie zaskoczy.
Faktycznie do dziś ich nie zaskoczyła....
ale dziś spadło pół metra śniegu i to podwozia naszych samochodów są pługami. 

eSBek ma urlop, kupił czerwone sanki, ferie się zaczęły, sajgonki szaleją z radości. Czas cieszyć się zimą, nawet mimo okoliczności, że przyszła jak już powinna się kończyć.

poniedziałek, 13 lutego 2012

dwulaty i farby

Wczoraj urządzane były urodziny Tymona - 9-letniego chrześniaka eSBeka. Zebrało się siedmioro dzieci, same kuzynostwo. Najmłodsze dziewczyny Lili i Gabi popierały się w swoich pomysłach. Nie rojbrowały przez dłuższy czas, więc uśpiły naszą czujność. Na górę weszła Basia i nagle zaczęła krzyczeć. Zerwaliśmy się na równe nogi a wypłoszone z pokoju Tymona dwulaty pokazały się w całej okazałości - upaprane farbami. Miały super zabawę malując paluszkami rajstopki, bluzeczki i podłogę. 
Już wieczorem niezależnie od siebie podpytałyśmy z Monią swoje dwulaty, kto zaczął te wariacje z farbami.
Lili odpowiedziała, że to "Gablysia".
Gabi natomiast oznajmiła swojej mamie, że to Lili miała taki świetny pomysł.

I tyle wiemy, ile nam powiedziano:)

czwartek, 9 lutego 2012

no comments

Lili, dwu i pół letnia blondyneczka (z jednym lokiem, pozostałe wycięte przez starszą sajgonkę) o błękitnych oczkach. Z wyglądu uosobienie skromności, dobroci i taktu.
No i ta Lili szła wczoraj z Lidzią na spacer. Szły i dyskutowały.
Starsza Pani idąca z naprzeciwka, zachwyciła się Lili, że taka śliczna, i choć taka mała to tak pięknie mówi.
Lili ignorując zupełnie zachwyty i szczebiotanie starszej Pani, spojrzała na Lidkę i zapytała:
- Cio ta stala baba ode mnie chcie?

I to by było na tyle w temacie Lili na dziś.

wróżka zębuszka nawaliła

Wróżka Zębuszka nawaliła, bo:
- ojciec - eSBek - zmienia pracę i jest myślami we wszystkich możliwych miejscach, tylko nie w domu,
- matka - ja - zamiast lecieć do sklepu i wspomóc Zębuszkę, przerabiałam wieczorem akta w domu przygotowując się do rozprawy.


Ale po kolei.
Wczoraj w łóżku napisałyśmy z Tysią list do Wróżki. Oczywiście, nie byłoby to konieczne, gdyby był ząbek, bo wówczas złożyłybyśmy ząb pod poduszką i Zębuszka podmieniłaby na prezent. A tak musiałyśmy wskazać opcjonalne miejsca, gdzie ząbek może się znajdować. I list tej treści zostawiłyśmy standardowo pod poduszką. Miałam go wyjąć, jak Tysia zaśnie, ale zapomniałam. I dziś rano Tysia zdziwiona wyjęła list spod poduszki...
Na szczęście marnych rodziców uratował śnieg, który w nocy obicie przykrył świat. I Lusia, kot sąsiadów, który narobił mnóstwo śladów na świeżym śniegu.
Wyglądając przez okno na poczekaniu wymyśliłam następującą historię: Wróżka Zębuszka próbowała dotrzeć do Tysi, ale nie mogła dolecieć do jej łóżka, bo skrzydełka przemarzły jej przez spadające płatki śniegu. Miała również dużo problemów z powrotem do domu. Stąd tyle śladów na śniegu. Powiedziałam Tysi, że Zębuszka na pewno spróbuje następnej nocy - ubierze się cieplutko, okryje specjalnym pyłkiem skrzydełka, założy kozaczki i doleci.
 Historia chwyciła, Tysia uwierzyła.
A Wróżka dotrze na 100%. Pomocnicy zadziałali w ciągu dnia.

środa, 8 lutego 2012

powrót do butli

Parę dni temu Lili wypadła z rączki plastikowa butelka z mlekiem i pękła. Pomyślałam, że najwyższy czas pożegnać się z piciem mleczka przez smoka. Wytrzymaliśmy parę dni, bez niepotrzebnych ekscesów. Lili dzielnie przyjęła do wiadomości, że dwu i pół latki piją już ładnie z kubeczka (a ona to już wyjątkowo wszystko pije bez wylewania i bez słomki). Ale....
Wczoraj podczas kąpieli, Lili postanowiła sprawdzić, jak to jest być tatą i golić brodę używając maszynki do golenia Gilette. I rozcięła sobie wargę i brodę:( Po tym jak po pierwszym szoku ją uspokoiłam, co i rusz zaczynała płakać od początku. Musiało niemiłosiernie ją boleć.
Na kolację zrobiłam kaszkę manną, do której dodałam babcine malinki. Tysia wciągnęła mrucząc, a Lili tak bolało, że nawet spojrzeć nie chciała. Poprosiłam eSBeka, żeby pojechał po butelkę. I faktycznie Lili z chęcią wypiła pełną mleczka. Nastąpił wielki powrót butli, ale przynajmniej "kolacja" nie bolała.

ekomama hipokrytka

Zamiast słodkości, daję dziewczynom suszone owoce, zamiast ciniminis frutinę, i mogą objadać się łakociami tylko w słodką środę....
a sama właśnie wciągnęłam drugi rządek swojej ulubionej gorzkiej czekolady i nie stronię od słoiczka nutelli, który stoi w szafce.
Dokonując samooceny mogę stwierdzić: Ekomama hipokrytka ze mnie.      

wtorek, 7 lutego 2012

kolejny...

...ząbek zaginął:( dziś przy kolacji zauważyłam, że Tysia nie ma drugiej dwójki na dole. A rano miała. Sama Tysia była tym faktem zdziwiona, więc pewnie jest gdzieś w jej brzuszku.

siostrzane szaleństwa

Od wczorajszego wieczoru sajgonki szaleją wieczorami. Po tym jak są już wykąpane, względnie umyte i położone do łóżka, Lili po kryjomu wchodzi na górę do Tysi i tam urzędują. Z jednej strony mi się to podoba, a z drugiej nie bardzo. Sajgonki nawiązują ściślejsze relacje a matka - pod względem utrzymania porządku i względnej dyscypliny - sobie z tą sztamą nie radzi.
I jak zwykle popełnia błędy.
Znajdując po raz kolejny Lili w łóżku Tysi, przełożyłam ją z piąty raz na jej piętro, po czym powiedziałam do Tysi:
- Tysia, wiem, że to Ty jesteś prowodyrką tego całego szaleństwa.
Tysia tylko popatrzyła na mnie i nic nie powiedziała, co wywołało we mnie pewne podejrzenia.
Pozostając w pokoju, zamknęłam drzwi. Lili, nie notując mojej obecności, natychmiast wyszła z łóżka i zaczęła wspinać się po drabince do Tysi. Inicjatorka wszystkich szaleństw została nakryta. 

nić porozumienia

W niedzielę byłyśmy z Tysią na Kocie w Butach. Nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy nie zaszły na jakieś łakocie do kawiarni. Tym razem wylądowałyśmy w Carte D'or: ja na cappuccino, a Tysia na gofrze z cukrem pudrem. Wzięłyśmy też gofry dla eSBeka i Lili, a że ciepłe to biegłyśmy z nimi do domu, żeby nie wystygły, co przy temperaturze - 15 stopni było nie lada wyzwaniem.
Lili ucieszyła się na gofra, po czym powiedziała do Tysi:
- Tysia nie źjedź mi gofla, rozumieś?
M: Tak. Nie zjem.
Po otrzymaniu takiej odpowiedzi, Lili idąc w moją stronę mruczała sobie pod nosem:
- Nio, moja siostla rozumie, zie nie mozie zjeść mojego gofla.

niedziela, 29 stycznia 2012

dwa kółka

Jakiś czas temu postanowiliśmy z eSBekiem, że książki na dobranoc będziemy czytać sajgonkom oddzielnie. Bo przez jakiś czas, czytałam ja albo on jedną książkę dla dwóch, przez co zazwyczaj traciła Lili, bo nie zawsze były to lektury na jej poziomie. I dziś wieczorem ja czytałam Tysi "Mikołajka" leżąc z nią na górze, a na dole eSBek Lili "Wielką księgę przygód Reksia". eSBek skończył czytać wcześniej i razem z Lili przysłuchiwali się "Urodzinom Kleofasa", czytanym przeze mnie. Po tym jak skończyłam, eSBek mówi do mnie:
- Lili chce Cię o coś poprosić. Pyta, czy kupisz jej motor?
Lili się ożywiła i krzyczy: Tak mamo! Taki fajny!
Ja, lekko skonsternowana: Lili a jaki kolor ten motor miałby mieć?
L: Cielwony!
Ja: Acha! A kiedy miałabym Ci go kupić?
L: Wciolaj!

sobota, 28 stycznia 2012

metoda

Lili, jak już sobie nie może w żaden sposób poradzić z Tysią- trzeba zaznaczyć, że w 90% przypadków sprzeczek sajgonek, prowodyrką jest właśnie Lili- ma na nią metodę.
Jak młodsza z sajgonek wyczerpie już wszystkie możliwości żeby dokuczyć starszej, to kończy kłótnię następującym stwierdzeniem:
- Tysia! Ty jeśteś stara!
To oczywiście żadnej sprzeczki nie kończy, tylko zaczyna od nowa.

jednak jest

Jest bunt dwulatka u Lili! Nie znosi spodni. Robi tak karczemne awantury, jak ma je założyć, że gdybyśmy mieli więcej sąsiadów, to zapewne donieśliby na nas bez zmrużenia oka.
Dziś Lili zalała się łzami jak założyłam jej rano dresy. Nie pomogło, że są różowe i z Lady z Zakochanego Kundla (uwielbia też ten komiks). Nieszczęście trwało jakieś 5 minut, ale to nic w porównaniu do awantury jaką zrobiła w południe, jak eSBek próbował jej założyć spodnie od kombinezonu. Samo wychodzenie na zewnątrz zajęło nam jakieś 20 minut.


Tylko na marginesie zaznaczę, że standardowo sajgonki w sobotę wstały przed 6. W ciągu tygodnia nie można ich ściągnąć z łóżek do 7.30.

Spokojna sobota, podczas której mogłabym się wyspać i wypocząć - to moje aktualne, przyziemne marzenie.

piątek, 27 stycznia 2012

pstryczek elektryczek?

Miała być zimna noc, w związku z czym eSBek postanowił napalić w kominku. Wrzucił polano i rozpalił ogień. Lili weszła do pokoju i płaczliwym głosem mówi:
- Tato, wyłąć to! Ja się boję!

dreamy nature

Tysia czasem traci kontakt z rzeczywistością. Wędruje wówczas w swój świat i nikt nie może do niej trafić. Można mówić, prosić, a ona nie słyszy. Wiadomo, że w takich sytuacjach - przy rannym wybieraniu do zerówki - dostajemy z eSBekiem szewskiej pasji. Nie inaczej było w czwartek. Tysia po wstaniu włączyła sobie Pipi Pończoszankę na Południowym Pacyfiku i została całkowicie wchłonięta w świat podróży morskiej. W międzyczasie przygotowałam jej ubrania i poprosiłam, żeby się ubrała. Weszłam do pokoju po 10 minutach, a Tysia siedzi na podłodze i naciąga tyłem na przód rajstopy. Poprosiłam, żeby zdjęła i założyła dobrze. Po następnych 5 wchodzę a Tysia ponownie ma rajstopy złożone tyłem na przód. Poprosiłam ją, żeby to zmieniła. Kolejny raz rajstopy były już założone dobrze, ale jak je podciągałam, okazało się, że Tysia nie ma majtek. Zirytowałam się już lekko i powiedziałam, że ma założyć majtki. Ona zaczęła krzyczeć i płakać, że nie potrafi tego zrobić. Tym już całkiem wyprowadziła mnie z równowagi.
I tak mniej więcej nasze ranki kończą się trzy razy w ciągu tygodnia. Mi jest z tym niedobrze i jak już dotrę do biura to mam wyrzuty sumienia, a Tysia też pewnie nie czuje się komfortowo.

W czwartek miałam też zebranie w zerówce - musimy podjąć decyzję dot. posłania dzieci do pierwszej klasy. Dostaliśmy opinie o dzieciach i po tym jak w jednej z nich przeczytałam "Occasionally her dreamy nature can lead her to fall behind her peers slightly but generally her work is of a good standard" otworzyły mi się oczy. Tysia ma bardzo bogatą wyobraźnię i często się w niej zatraca. Mi pozostaje tylko do niej dotrzeć w takich zwykłych życiowych sprawach, które dla niej nie mają większego znaczenia i jakoś ten czas przetrwać.