środa, 18 lipca 2012

prezent

Dziś rano ubierając Lili, pytam ją: Lili, a kto ma niedługo urodziny?
L: Ja!!!!
Ja: Tak! A co byś chciała dostać w prezencie?
L: Hmmmmm.... Buciki!
Ja: Buciki? A jakie? Sandałki? Pantofelki?
L: Pantofelki, lóziowe!

Poszłam do kuchni, gdzie był eSBek i jedząca danio Tysia i mówię: Wiecie, co Lili chce na urodzinki? 
T: Co?
Ja: Buciki, różowe pantofelki.
Tysia z mega zdziwieniem: To nie chce żadnej zabawki?!?!


Lili nie przestaje realizować swojego hobby i przebiera się, rozbiera, zmienia buty. Tyle tylko, że w ruch poszły też wyjściowe sandałki Tysi (założone przez starszą sajgonkę może ze dwa razy) i  moje szpilki. Na razie nie skręciła kostki, a ja pamiętam, że mniej więcej w jej wieku miałam już skręconą, jak bez mamy pozwolenia przymierzałam jej bajecznie kolorowe buty na koturnach. To było przeżycie! Nie ból kostki, tylko te buty, do dziś mam je w pamięci. I scenę, jak stoję na kamieniach przed babci domem i je przymierzam, jak tylko moja mama zniknęła z horyzontu. Genów nie oszukasz.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz