piątek, 30 września 2011

czwartek, 29 września 2011

motto na dziś....

....zawsze może być gorzej, niż nam się pierwotnie wydaje i to co było przerażające w pierwszej chwili, w następnej, przyćmione kolejną informacją, wydaje się już całkiem normalne.
Kłaniam się nisko wszystkim, którzy pozwalają na uchwalanie absurdalnych planów miejscowych.

unbelievable

niemożliwe jak Lili gada! Gada w sposób niesamowity, odnajdując słowa adekwatne do sytuacji.

Tysia i Lili w domu z eSBekiem, ja na linii telefonicznej, po rozmowie z Tysią przyszła kolej na Lili.
Ja: Lili i jak Ci minął dzień?
L: Dobzie.
Ja: A byłaś na huśtawkach?
L: Tak byłam.
Ja: I jak było?
L. Świetnie!
Ja: Lili wiesz muszę kończyć, bo zaraz podchodzę do kasy kupić bilet.
L: No tio papa. Tienskie!

Lili wykąpana, w łóżeczku, czeka na wieczorną dawkę literatury…
Ja: Lili poczekaj w łóżeczku, kupiłam książeczkę zaraz jej poszukam.
L: Posiukasz?
Ja, starając się sobie przypomnieć, gdzie ukryłam wcześniej zakupione książki przerzucając jednocześnie segregatory w szafce odpowiadam: Tak, szukam. Ale wiesz .... nie mogę jej znaleźć!
L: O Matko! To niemożlite!

warszawski labirynt

nie wiem dlaczego tak jest, ale gubię się w terenie. Niby kobieta logicznie myśląca, posiadająca wysoki – jak twierdzą niektórzy – zmysł analityczny, a obranie właściwego kierunku zawsze nastręcza mi nie małych problemów. A już najgorzej jest w naszej pokręconej stolicy. Jak mam wejść w te tunele pod dworcem centralnym a później z nich wyjść i odnaleźć następne podziemne przejścia, żeby dotrzeć na właściwą stronę Alei Jerozolimskich lub Marszałkowskiej, to przeżywam prawdziwe katusze. Niby rozumiem dlaczego w tak ruchliwym mieście są podziemne przejścia, ale już mniej wyrozumiała jestem dla ignorancji, która szczególnie przejawia się w oznakowaniu kierunków w podziemnych przejściach na rogu Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich. Niby pięknie na niebieskim tle białymi literkami wskazywane są kierunki, ale…. na Pragę (?!), Mokotów (?!), Żoliborz (?!) i jeszcze jeden, którego nie zapamiętałam. Skąd mam wiedzieć, że np. Hotel Novotel stoi na drodze prowadzącej na Pragę? Wczoraj starałam się tam dotrzeć. Podobno z dworca centralnego do Novotelu jest 400 m. Rękę dam uciąć, że w linii prostej, bo zmierzając w kierunku hotelu, kilkakrotnie wydobywając się z podziemnego przejścia celem wzrokowego zbadania swojego położenia, zawsze go widziałam, ale zanim do niego dotarłam, przebyłam na pewno ponad kilometr. I to na obcasach…
No cóż… do dziś dudnią mi w uszach słowa mojego kolegi, który idąc za mną mówi:
„I. w lewo”.
Po moim odbiciu w prawo, ze stoickim spokojem stwierdza:
„W te drugie lewo”.

wtorek, 27 września 2011

czeskie wspominki

Zima....jedziemy samochodem w góry uprawiać amatorskie narciarstwo. Wyjazd firmowy, udało mi się zabrać Tysię. Tysia z Olą. - dziesięciolatą siedzą z tyłu samochodu, nawiązując pierwsze poznawcze relacje,  rozprawiają na ważkie tematy.
M: Ola, masz lodzeństwo?
O. Nie.
M: Widzisz, a mi się tlafiło!

kiedy mężczyzna...

...strofuje kobietę, parafrazując When a Man loves a Woman Luisa Mandoki? Precyzując pytanie, kiedy mąż-mężczyzna strofuje żonę- kobietę? Odpowiedź wydaje się oczywista. Kiedy żona prowadzi samochód, a szacowny małżonek siedzi na fotelu pasażera.
Piękne, jesienne, niedzielne popołudnie. Wracamy z sajgonkami z lodów. Sajgonki szczęśliwe, rodzice też, wydaje się, że wszyscy delektują się chwilą. Pozytywnie nastawiona do świata prowadzę samochód. Pełna dobrych chęci, zatrzymuję się mając pierwszeństwo i z uśmiechem na ustach przepuszczam kierowcę z naprzeciwka, który, sądząc po sznurze samochodów za nim, od dłuższego czasu czeka na włączenie się do ruchu. Migając mu długimi słyszę... Co Ty robisz! Dlaczego zatrzymujesz się na drodze z pierwszeństwem! Możesz za to mandat dostać!
I czar niedzielnego popołudnia prysł...

sobota, 24 września 2011

żółta cukinia to na pewno nie dynia, czyli jak łatwo dorównać eSBekowi

eSBek wybrał się na weekendowy wyjazd integracyjny, gdzie dopadła go choroba morska na promie do Danii. Nie zawsze jest przyjemnie i wesoło. Ja natomiast zostawiając  fachowców od elewacji samych sobie, wyjechałam z sajgonkami do przyjaciół w Biedronkowie. A tak... żeby wzmocnić drużynę sajgonek o 5-latkę Igulę. Niezbadane, co dziś wymyśliły, bo cały czas knuły pod drzewami i na drzewach sąsiednich działek. I chyba nie chcę wiedzieć, tak zdrowiej. Pięciolaty traktowały dwulatę jak piąte koło u wozu. Biedna Lili...taki jej żywot - śledzenie starszaków.
Dziś rano rozwodziłam się nad roztrzepaniem eSBeka., a sama narobiłam przyjaciołom smaka na zupę dyniową, a zakupiałam żółtą cukinię, do jej przepołowienia wierząc, że to dynia. Ale wymyśliłyśmy z Agulą super zupę cukiniową, palce lizać. Może kiedyś napiszę przepis. Poza tym,  jadąc do Biedronkowa zapomniałam butelki do mleka Lili, ale mleko wzięłam, więc zamiar miałam dobry, za to w Biedronkowie zostawiłam nocnik Lili. W sumie dobrze, że nie na odwrót.
W Biedronkowie zostawiłam też Tysię, żeby sobie jeszcze trochę z Igulą poknuła. Mają sporo pomysłów do zrealizowania, jestem pewna. Ale o to niech się już Agula z Wojtasem martwią. Acha i zostawiłam jeszcze czwartą babę w naszej rodzinie - sunię Lolkę. Ma tam adoratora, niech się wyszaleje...
Sobota wieczór należy do mnie i do książki w łóżku. Nieuprasowane ubrania poczekają do jutra. Już trochę leżą, jeden dzień więcej nie zrobi im różnicy, a mi laba pomoże.

przemyślenia z Fineaszem i Ferbem w tle

Dziękuję Disney Channel za Fineasza i Ferba. Sajgonki ich uwielbiają, a w sobotnie ranki oglądają razem z Frankiem - przyjacielem i sąsiadem sajgonek.
Dzięki Fineaszowi i Ferbowi mam możliwość spokojnego wypicia kawy i przeczytania "Wysokich...", ale dziś zdradziłam "..obcasy" dla bloga. Nadrobię....
Bezpośrednim asumptem do podjęcia działań w kierunku uporządkowania otoczenia było zdarzenie z wtorku rano.
Poprosiłam eSBeka, aby zawiózł Tysię do przedszkola, bo rano miałam negocjacje i chciałam jeszcze raz rzucić okiem na akta. Następnie dwukrotnie poprosiłam, żeby przyspieszył Tysię w ubieraniu, bo nie wyrobi się do biura. Weszłam do łazienki przygotować się do wyjścia. Wychodzę, Tysia biega po domu nieuczesana a eSBeka nie ma. Dzwonię do niego z pytaniem, gdzie się podziewa. Odpowiada, że na parkingu przed firmą......
To zdarzenie zapoczątkowało nasze "partnerskie" kolejne ustalenia, co do podziału obowiązków w domu. Ruskim targiem ustaliliśmy, że eSBek weźmie na siebie płatność rachunków. Z niezwykłym zapałem, w środę wieczorem usiadł do zapłacenia zaległych rachunków. Zapłacił jedynie za wodę....kwotę w wysokości 557,57 zł.W piątek rano odbieram smsa z sieci Orange następującej treści: "Informujemy, że wpłynęła należność na kwotę 557,57 zł. Dziękujemy za dokonanie wpłaty. Obejrzyj swoją fakturę i poznaj promocje na www.orange.pl/online". Żądanie zwrotu płatności i odkręcanie sytuacji to już moja robota, bo przecież telefon jest mój....
Nie posądzam eSBeka o złośliwość. On po prostu jest nieprzeciętnie roztrzepany.

piątek, 23 września 2011

poranne skarżypyctwo

Rano zabroniłam czegoś Lili. Nie pamiętam o co poszło. Lili- typowy dwulat, z nietypowo rozwiniętą umiejętnością zwerbalizowania każdej myśli i emocji, straszy mnie swoim ojcem.
L:   Ide powiedzieć tatusiowi!.
Ja: To dam Ci telefon, bo tatuś jest w delegacji.
L: Nie bede dźwonić! Nie mam cziasu!.

przedszkolne ujawienie urwisa

Urwis ujawnił się dziś w przedszkolu. Przepraszam w zerówce. Pani Ania stwierdziła, że Tysia zaczęła być urwisem. Odpowiedziałam, że zawsze była, tylko się ukrywała. Nie wiem czemu, w domu bez ceregieli uprawia urwisostwo.
Pani poprosiła o delikatną rozmowę z Tysią. Wracając z przedszkola nadarzyła się okazja. Tysia miała czkawkę i stwierdziła, że pewnie wspomina ją pani Ania.
Ja: A dlaczego uważasz, że pani Ania o Tobie mysli?
M. Bo dziś byłam gzeczna.
Ja: Ale pani Ania nie musi się dziwić, że jesteś grzeczna, bo przecież byłaś zuchem już w przedszkolu.
M: No tak, ale w przedszkolu byłam małym zuchem, a w zelówce jestem duzym zuchem.
I właściwie temat można by uznać za zakończony, gdyby nie czkawka, która wróciła przy podwieczorku.
Ja: Tysia może jak powiesz, co naprawdę dziś się zdarzyło, to czkawka Ci minie.
M: No dobla. A nie będziesz się złościć?
Ja: Nie.
M: Kłamałam. Nie byłam dziś gzeczna w przedszkolu. Byłam niegzeczna, ale to dlatego, ze energia mnie rozpiera.....

kim są sajgonki?

Sajgonki - małe dziewczynki wywołujące wszechogarnający sajgon. Jestem mamą dwóch sajgonek, cudnych....
Sajgonki generalnie działają we dwie. Młodsza Lili- lat całe 2 robi wszystko co starsza Tysia - lat 5 i pół, a starsza jest kopalnią niebywałych pomysłów. I codziennie ma gotowy scenariusz swoich działań, przy czym absolutnie popiera dewizę Emila ze Smalandii - "psot się nie wymyśla, psoty robią się same". Drewutni do chwili obecnej nie posiadamy, a przydałaby się. Często bowiem zdarza się tak, że działają nie razem, tylko równolegle - w tym samym czasie uprawiając swoje własne psoty.

nie chciałam zostać bloggerką...

.... ale jadąc parę dni temu samochodem do biura stwierdziłam, że muszę zacząć panować nad swoim życiem. Istnieje absolutna konieczność uporządkowania tego chaosu, który mnie otacza. Stwierdziłam, że uporządkuję swoje życie katalogując zdarzenia na blogu. Może będzie mi się wówczas wydawało, że panuję na tym co się wokół mnie dzieje. Zobaczymy...