... na szczęście bez udziału Tysi.
Parę dni po tym jak udało mi się uspokoić Tysię, że poradzimy sobie z kryzysem, słuchalismy z eSBekiem rano radia. W serwisie informacyjnym usłyszeliśmy:
"Kryzys gospodarczy w Hiszpanii ma twarz dziecka".
Szybko spojrzałam na drzwi do pokoju sajgonek. Na szczęście były zamknięte. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem jakbym Tysiakowi wytłumaczyła okoliczność, że co czwarte dziecko w Hiszpanii jest niedożywione z powodu kryzysu.
A dziś z kolei była antyrządowa mainfestacja w Piernikowie. Przez przypadek znalazłyśmy się z sajgonkami w jej centrum. Sajgonki zachwycone, bo uczestnicy manifestacji głośno grali na bębnach. W pewnym momencie zaczęli głośno krzyczeć "Miasto to nie firma!". Tysia oczywiście nie omieszkała zapytać co to znaczy. Jednak tym razem nie sprostałam matczynym obowiązkom - nie potrafiłam sześciolatowi wytłumaczyć tak, aby zrozumiał, o co chodzi w tym całym galimatjasie.
Ale i tak jestem wystarczającą matką - na dzień mamy dostałam od zaspanej Tysi laurkę z wyklejoną i namalowaną rybą. Ucieszyłam się, a jednocześnie bardzo zafrapowana byłam tą rybą na tej laurce. Na moje pytanie dlaczego właśnie ryba, Tysia z rozbrajającym uśmiechem odpowiedziała, że przecież jestem fanką ryb! W sumie racja, mogłabym się zajadać kilogramami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz