poniedziałek, 9 lipca 2012

karać czy nie karać

Tydzień nie zaczął się szczęśliwie. eSBek wyjechał o 5 do Wawki. Ja odwiozłam sajgonki do przedszkola i po 16 zgarnęłam je do domu. W samochodzie zrobiły burdę - jak zwykle. Tym razem poszło o to, że Tysia trzymała rękę na zagłówku Lili, co się jej nie podobało. Chcąc mieć święty spokój, poprosiłam Tysię, żeby zabrała rękę. Niestety powiedziałam jej to aż cztery razy, przy czym za czwartym razem już wrzasnęłam, a Tysia odwrzeszczała, że mnie nie słyszy. Bo Tysia nigdy nie słyszy jak się do niej mówi za pierwszym, drugim czy trzecim razem. Słyszy dopiero wówczas, kiedy się krzyknie, albo jeśli proponuje jej się coś, co jej się podoba. Muszę skorzystać z porady laryngologa, żeby wykluczyć ewentualne medyczne mankamenty Tysiowych uszu. Dziś tak postanowiłam.
Wracając do tematu, przed awanturą z zagłówkiem obiecałam wycieczkę po ich ulubioną drożdżową chałkę. Po burdzie powiedziałam, że to wykluczone i wracamy do domu. Wróciły nie bez protestów jeszcze przed wyjściem z samochodu pertraktując, że może jednak pojedziemy, bo one już się uspokoiły. Byłam twarda.
W domu kokosiłyśmy się w naszym łóżku z lodami czekoladowymi i truskawkowymi. Jak już trochę odpoczęły, chwilę powariowałyśmy, a następnie powiedziałam, że jedziemy po zakupy. Tysia wymyśliła, że pojedziemy rowerami. Powiedziałam, że niestety nie. Tysia zaczęła krzyczeć, że właśnie, że tak, że ona jedzie rowerem. Zapytałam ją czy rozumie, że nie mam siły pchać Lili rowerku, i nieść torby z zakupami i jeszcze śledzić tor jazdy Tysi. Że nie dziś. Tysia zaczęła krzyczeć i tupać. Powiedziałam, żeby wracała do domu i nigdzie nie jedziemy. A ona, że nie wróci, podeszłam do niej i wprowadziłam ją do domu. A ona dalej wrzeszczała to dałam jej szlaban na wszystko na tydzień. Na basen przed domem, na bajki i na konia. Zamknęłam drzwi a ona krzyczała dalej. Biedna Lili została za drzwiami, poszłam do niej i ja przytuliłam.
Dużo by jeszcze pisać. Summa summarum Tysia dostała jeszcze jeden tydzień kary już za inne przewinienie. 
Esencją była rozmowa telefoniczna z babcią, do której Tysia zadzwoniła jak nie mogła zasnąć.
T: Wiesz Babcia, zrobię Ci papierowe koszulki i jeszcze kilka fajnych rzeczy.
B: ......
T: Teraz mam dużo czasu. Mama dała mi dwie kary, mam po powrocie z przedszkola siedzieć w pokoju, to przynajmniej wykorzystam ten czas i zrobię dla Ciebie niespodzianki. 
B:.....
T: Nie ja się tym nie przejmuję. Teraz w łóżku grałam na PSP, choć chyba tego mi też nie wolno. Ale grałam po cichu. 
B:......
I wymieniając jeszcze serdeczności, zakończyły trwającą 20 minut rozmowę. 


I teraz jest pytanie: karać, czy nie karać. Starsza sajgonka nic sobie z tego nie robi a wręcz upatruje pozytywów w całej sytuacji. A ja się spalam chcąc wychować słuchające rodziców dziecko. Ale chyba już za późno. Zadzwoniłam do mamy, żeby wyprostować sytuację i powiedzieć, za co rzeczywiście Tysia została ukarana, bo konfabulowała z przyczynami niemiłosiernie. Mama na pocieszenie stwierdziła, że Tysia zachowuje się jak zdrowe, inteligentne dziecko. Martwiłaby się, gdyby zachowywała się inaczej. A ja czasem marzę o dziecku, które słucha za pierwszym razem i robi to o co je się poprosi. Pragnienia ściętej głowy!   
          

2 komentarze:

  1. Ten post przywrócił mi wiarę. Myślałam, że u Was tak idealnie a tylko ja się spalam jak w summa summarum wrzeszczę na P., który tylko niewiele jest czasem grzeczniejszy od Tysi

    OdpowiedzUsuń
  2. Anetka, idealnie to tylko w reklamach. A cała reszta to chleb powszedni w każdym domu.

    OdpowiedzUsuń