środa, 9 maja 2012

bohaterka

Prawdziwą bohaterką pierwszych przedszkolnych dni Lili jest Tysia. Nagle wydoroślała i z niesamodzielnego zerówkowicza zrobiła się mega dzieciakiem.
1. Przebiera się sama z piżamek jak tylko ją poproszę.
2. Siada do śniadania jak tylko ja poproszę.
3. Ubiera się w bluzę i buty do wyjścia jak tylko ja poproszę.
4. Wsiada do samochodu na podstawkę bez marudzenia i sama zapina pasy.
5. W przedszkolu idzie na piętro, zdejmuje bluzę lub kurtkę, przebiera się w kapcie i schodzi do nas z pytaniem: Mamuś, czy w czymś Ci jeszcze pomóc?

Jest boska, choć nadal to nasza chodząca po drzewach, siedząca na ogrodzeniowych słupkach i niemiłosiernie szalejąca Pippi Pończoszanka, ze skarpetkami nałożonymi na lewą stronę, spadającymi spodniami i rozczochranymi włosami, kochająca śmigać na rowerze i wykorzystująca każdą okazję, aby się przejechać, nawet wówczas, jeśli celem jest jedynie oddalony o 100 metrów sklepik na rogu ulicy.

Tysia jest też moją osobistą bohaterką. Dziś po powrocie z przedszkola sajgonki poprosiły mnie o sorbet truskawkowy. Wyjęłam z zamrażalki, a że był twardy jak kamień, powiedziałam zniecierpliwionym sajgonkom, które zostały przed domem, że muszą chwilę poczekać. Po paru sekundach przyszła Tysia i zapytała, dlaczego jeszcze czekają. Odpowiedziałam jak wcześniej, na co Tysia:
- Mamo, a ciocia Gosia potrafi nakładać takie twarde lody.
Ja: Ok, rozumiem, ale pewnie ciocia  Gosia jest lepsza ode mnie w te klocki.
Tysia zamykając za sobą drzwi wejściowe, mruczała pod nosem: Nieprawda, moja mama jest najlepsza ze wszystkich!

Dla takich chwil warto żyć.

 

1 komentarz: