wtorek, 26 czerwca 2012

sajgonki-artystki

Sajgonki mają problem z zasypianiem. Dla nas ten problem oznacza stawianie czoła nowym psotom. Wczoraj dla przykładu - już umyte i już w łóżkach spotkały się u Tysi na piętrze i pomalowały czerwonym mazakiem stopy. Raczej zrobiły mnóstwo czerwonych kropek na górze stópek. Zobaczyłam to, w sumie nawet się zbytnio nie przejęłam, bo dziś miało być zimno, więc wymyśliłam, że założą rajstopy a wieczorem je umyję.
Ale...
Weszłam dziś do przedszkola odebrać Lili i pierwsze co usłyszałam to to, że Panie widziały kropki na jej stópkach. Wypaliłam:
- Myślałam, że może uda się ukryć.
Na co pani Ewelina rzekła, że nie bardzo, bo Lili w ciągu dnia zdjęła rajstopy, pokazała wszystkim paniom swoje stopy, założyła rączki pod boczki i powiedziała, że to wszystko Tysia jej zrobiła!
Odbierając z kolei Tysię zobaczyłam, że jest w ogóle bez rajstop a czerwone kropki pięknie się odbijały pomiędzy czubkiem a paseczkiem kapci. Tu już w ogóle nie skomentowałam, bo spieszyłyśmy się na 17 na konie.

sobota, 23 czerwca 2012

no cóż

Z wczoraj na dziś spała u nas Basia - kuzynka sajgonek. I działo się wczoraj wieczorem tak, że zabrałam Lili do sypialni i razem z nią zasnęłam ok. 21. A starszaki szalały w pokoju nie wiem do której. Nie wie tego również eSBek, bo był pochłonięty meczem Niemcy-Grecja.

Dziś rano weszłam do pokoju sajgonek i mówię:
- Puszczę Wam ulubioną bajkę-grajkę Tysi.
T: Hurraaa! Zając Poziomka!
Ja: No. Wiesz Baśka, wszystkie dzieci to lubią.
T: Tak! Tata lubi tę bajkę najbardziej!

Podczas gdy starszaki słuchały bajki grajki, Lili zarządziła ubieranie własnej osoby. Ubrała się w bluzeczkę różowo-białą i sukieneczkę zieloną z falbanką. Szczęśliwa wpadła do dziewczyn do pokoju i z radością krzyknęła:
L: Ziobaczćie dziewciny jak się ublałam!
Tysia z Basią popatrzyły na nią z wyżyn pierwszego piętra łóżka, po czym Tysia rzekła:
- A co Ty się na bal wybierasz?
I wróciły do gier na iPadzie.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

matematyka i drzewo

Wróciłam dziś z biura ok. 19. Sajgonki bawiły się na podwórku. Lili z Lolą a Tysia na drzewie. Spędza na tym naszym sumaku octowcu każdą wolną chwilę. Ale dziś była lekko nie w sosie. Zaproponowałam jej, że jak coś przekąszę to możemy wybrać się na rowery. Zareagowała radością.
Pojechłyśmy usiąść sobie do Maca a Tysia pałaszując swoje ulubione Nuggetsy mówi:
- Jakby w tym opakowaniu było jeszcze pięć Nuggetsów to w sumie byłoby ich dziewięć i to by wystarczyło.
Ja: Tysia, cały czas jestem pod wrażeniem jak Ty szybko dodajesz!
T: Bo wiesz mamo, jak ja siedzę na drzewie to sobie dodaję.
Ja: Tysiu, a dlaczego akurat na drzewie?
T: Bo ja lubię się uczyć w ukryciu!

Bo Tysia dodaje, odejmuje, mnoży i dzieli w pamięci. I zajmuje się tym dla rozrywki. W sobotę przemnożyła ilość kątów w pięciokątach, których było 6. Na moje pytanie ile jest kątów - chodziło mi o jeden pięciokąt, Tysia policzyła, że na czapce, którą akurat posiadała z racji meczu Polska- Czechy, jest sześć pięciokątów, co w sumie daje tych kątów 30. Zajęło jej to ok. 2 minut.

Myślę, że "tabliczka schorzenia" naszej Pipi pójdzie jak z płatka.

komar i koszmar

Dziś w nocy Lili miała pierwszy koszmar. O tym jak był koszmarny świadczy niemiłosierny wrzask jakim nas uraczyła w środku nocy, dokładnie ok. 2. Ale chyba nie to było najgorsze, bo jeszcze niedawno koszmary miała Tysia, tylko to, że ona nie mogła zasnąć. Tuliłam ją u nas w łóżku a ona nadal zrywała się z krzykiem, wypatrując w ciemnościach komarów. Potem poszłyśmy do jej łóżeczka i tam wielorotnie zapalalam lampkę, żeby pokazać jej, że nie ma żadnego komara. Zasnęłyśmy po jakiejś godzinie.
Rano po pobudce Tysia stwierdziła, że miała straszną noc, bo Lili cały czas krzyczała. I trochę w tym prawdy, ale też przypomniało mi się, że Tysia jak miałą ok. 4 lat też miała taki problem ze strasznymi komarami. Wówczas namalowała, co jej się śniło i spaliliśmy kartkę z rysunkiem w kominku. Lili jest za mała, ale Tysia nie miała problemu, żeby namalować Lili najstraszniejsze komary świata, które zostały dziś spalone w kominku. Mam nadzieję, że nie wrócą.

środa, 13 czerwca 2012

sajgonki szaleją

to fakt. Nasz dom to dom wariatów - to też fakt. Nasze życie domowe to ciągłe gaszenie pożarów. A sajgonki pławią się w takich sytuacjach jak ryby w wodzie.

Poniedziałek wieczór. eSBek wyjechał do Wawy. Sajgonki u szczytu swych możliwości. Realizują pomysł za pomysłem. Przesadziły udając pingwiny (dwie nogi w jednej nogawce od piżamy i skaczą po domu) po tym jak je poprosiłam o przebranie w piżamy. Ja na nizinach swojej wytrzymałości i cierpliwości. Prośby, groźby nie skutkowały. Jakoś udało mi się położyć je do łóżek, ale orzekłam, że nie czytam "za karę". Odpowiedział mi naprzemienny wrzask, totalnie przeze mnie zignorowany. Zamknęłam drzwi, po czym słyszę.
T: Lili, mam pomysł!
L: Tak?
T: Jutro będziemy grzeczne jak aniołki!
L: Dobla!
T: Ale w środę! W środę jak mama będzie niegrzeczna to dostanie w łeb! (zmroziło mnie - bardziej Tysi wyrażenie (nowość) niż zagrożenie pobicia).
L: Dobla!
T: Lili? A wiesz co to znaczy dostać w łeb?
Lili - słyszę - z zaciekawionym uśmiechem: Nie.
I tu słyszę plask i wrzask Lili.
T: No co płaczesz, przecież chciałaś wiedzieć.

I cisza, ale przed burzą, bo zauważyłam, że eSBek nie zabrał filmów do wypożyczali. A właśnie tego dnia mijał termin ich oddania, co więcej w niedzielę mówiłam, że zawiozę, po czym usłyszałam dwukrotnie, że przecież on będzie jechał w poniedziałek do Wawy to zabierze po drodze. I po swojemu zapomniał!
Wściekłam się, a sajgonki dostały w łóżku drugiego życia. Weszłam do nich i powiedziałam:
- Wychodzić z łóżek, ubierać skarpety, kalosze i płaszczyki przeciwdeszczowe.
Posłusznie ubrały, nie kryjąc radości.
Wybiegły na podwórko, deszczyk trochę siąpił, po czym usłyszałam, jak Tysia krzyczy na całe gardło:
- Hurrraaaa!!!! Jedziemy w piżamach do wypożyczalni!!!!!!!!
Myślałam, że spalę się ze wstydu. Dysfunkcyjna rodzinka!

Dobre to, że zasnęły w samochodzie jak już z tej wypożyczalni wracałyśmy! 

niedziela, 10 czerwca 2012

euro 2012 c.d. i pech

euro 2012 roku w toku. eSBek wyszkolił sajgonki i kibicki zrobiły się pełną gębą.
Pod koniec meczu Hiszpania-Włochy siedzące na dywanie przed telewizorem sajgonki zaczęły skandować:
M: Kto wyrgra euro?
L: Polska!
M: Kto wygra euro??
L: Polska!!!
M: Kto wygra euro???
L: Polska!!!
Popatrzylam na prawie trzyletnią Lili i zapytałam:
- Lili, a co to jest Polska?
- Jak to cio??? Biało-czielwoni!!!!


Pech: eSBek oglądał prawie cały mecz, a te cztery minuty podczas których padły jedyne bramki - pierwsza dla Włoch (61 minuta) druga dla Hiszpanii (64 minuta) - mył sajgonki:(

piątek, 8 czerwca 2012

euro 2012

się zaczęło a Tysię ugryzł koń. W mały palec u prawej rączki. Chapnął ją, jak dawała mu mlecz. Dobrze, że ciocia Agata - zawodowa koniara była w pobliżu, poszła w szranki z koniem i otworzyła mu paszczę. Paluszek uratowany, uff.
A Tysia dziś anglezowała i kłusowała. Nie nagrało się, więc wierzymy cioci Agacie na słowo.
Bo dziś ciocia Agata zabrała Igusię i Tysię do Młyńskiej Strugi i wdrażała w koński świat.

czwartek, 7 czerwca 2012

buciara

Jeśli Tysia to koniara to Lili to buciara. Lili zmienia buty non-stop. Ostatnio w trakcie 45-minutowego pobytu na podwórku zmieniła buty 3 razy. Białe skórkowe pantofelki z czerwoną truskawką zamieniła na jaskrawo zielone sandałki Nike, aby po 15 minutach zamienić je na  różowo szare adidasy. Szpera w szafce na buty, wyjmuje coraz to nowe i przymierza i podmienia. Dziś rano przybiegła do nas w balerinkach z różową kokardką, w których wczoraj była w przedszkolu, a przed godziną zamieniła je na białe pantofelki w kwiatuszki, które niestety musiałam jej odebrać, bo są piekielnie śliskie i Lili dwa razy fiknęła w nich niebezpiecznego fikołka. Spotkało się to z niebywałą rozpaczą.
Lili to 200% kobietka, która ostatnio uraczyła Franka i Tysię - specjalistów o wspinaczki drzewnej , następującym zapytaniem:
- Śłuchajce! Czi w balelinach moźna wdlapywać się na dziewa?!?  

środa, 6 czerwca 2012

koniara

Tysia, która w niedzielę zapytała, kiedy będzie sobota, w który to dzień jeździ konno, w kalendarzu ściennym w każdą sobotę czerwca namalowała konia. Namalowła tych koni w sumie 4. Na koniec czerwca namalowała wielkie serce. Zapytałam po co to serce, na co Tysia:
- Jak przez cały czerwiec nie spadnę z konia to przebiję to serce strzałą!

debiut



Lili była pierwszy raz w kinie. W niedzielę wybraliśmy się całą czwórką na Loraxa. Świetny film na pogadankę o ekologii ze starszą sajgonką. Lili przetrzymała cały seans, aczkolwiek zrobiła parę rundek zamieniając kolana taty na kolana mamy i odwrotnie.

sobota, 2 czerwca 2012

spełnienie marzenia

Tysi marzeniem jest nauka jazdy konnej. I dziś zaczęłyśmy to marzenie spełniać. Rano byłyśmy na pierwszej lekcji. Tysiula zachwycona, opowiadała o tej jeździe cały dzień. Ale esencją było zdanie, którym uraczyła mnie na późnopołudniowej przejażdżce rowerowej:
- Mamo! Ty nawet nie wiesz jakie to fantastyczne uczucie panować nad takim dużym koniem!

kleptomania czy uwielbienie słodyczy

Mam nadzieję, że to drugie.
Po tym jak we wtorek odprowadziłyśmy z Lilą Tysię na zajęcia w Galerii wylądowałyśmy w sklepie po kaszę pęczak, a następnie poszłyśmy nakarmić gołębie. Lili piszczała z radości szalejąc z gołębiami - najpierw rzucając im kaszę a następnie łapiąc za ogony.
Potem poszłyśmy przespacerować się Starówką aż wylądowałyśmy w Empiku, żeby dla zabicia czasu coś poczytać. Nie szło nam jednak - Lili za bardzo poczuła się jak w domu - zdjęła buty, skarpetki i sweterek i rozsiadła się na wykładzinie. Zanim nakłoniłam ją do ubrania się minęło dobre pół godziny. W międzyczasie zobaczyłam "Piaskowego Wilka" Asy Lind - trzy tomy w jednej książce. A że Tysia kocha Piaskowego Wilka, nie zastanawiałam się nad jej zakupem. Następnie wzięłam jeszcze Jezzowanki dla sajgonek, które namiętnie słuchają wszelakich płyt, jak jedziemy do lub wracamy z przedszkola, i stanęłam pierwsza w kolejce do kasy. Za mną ustawiło się kilka osób. Lili była obok. Kończyłam płacić za książkę i płytę, gdy spojrzałam na Lilę, która z kolei coś namiętnie żuła. Zapytałam:
- Lili, co żujesz?
Lili otworzyła szeroko buzię w której znajdowało się coś małego i białego.
- Lili, skąd to wzięłaś?
Lili po raz drugi pokazała mi pustą już buźkę, po czym powiedziała:
- Mamuś, juś nić nie mam!
Ja: Lili, skąd wzięłaś?
L: Juś nić nie mam!
Uratowała nas pani stojąca za nami w kolejce, pokazując stojak z menthosami i rozpoczęte opakowanie. Podziękowałam, wzięłam je i zakupiłam. Lili szczęśliwa powiedziała:
- Mamo, daś mentosia?
- Nie, to dla mamy i taty! Nie wolno nic brać bez pytania, Liluś!
Odpowiedział mi wrzask zakrapiany łzami.