środa, 31 października 2012

flet

W związku z tym, że się oziembiło, do głowy dziś rano przyszedł mi Mikołaj. Więc pytam sajgonki, co chciały by dostać pod choinkę. Na co Lili:
- Flet!
Patrzymy na nią z eSBekiem i lekko zdezorientowani, pytamy jaki miałby być ten flet.
Na co Lili:
- Róziowy, z takimi małymi guziczkami!

Tysia znów z nas zakipła, twierdząc, że nie powie nam, co chciałaby dostać od Mikołaja, bo on już to wie. I masz babo placek.

poniedziałek, 29 października 2012

pink

Różowy to ukochany kolor młodszej sajgonki i kolor, którego nie trawi w żadnym wydaniu starsza sajgonka. Cóż, kto powiedział, że dzieci z dwojga tych samych rodziców muszą być do siebie podobne. Nasze tylko w wariactwie są idenyczne, każda inna kwestia bardzo je różni.
Lili przyszła do mnie w sobotę i mówi:
- Mamo, kup mi róziowy czepek i róziowy strój kąpielowy.
Ja: Lili, ale przecież masz różowy strój z dwiema czarnymi wisienkami.
L: Mamo, ale ja chcę cały różowy, bez wisienek!

Przy niedzielym śniadaniu Lili pyta eSBeka:
L: Tato, kupisz mi telefon?
S: Ale dlaczego ja?
Ja: Prawdopodomnie dlatego, że znasz się najlepiej na telefonach.
S: Dobrze Lili, jaki mam Ci kupić? Samartfona, czy jakiś inny?
L: Róziowy!
Na co Tysia: Ja chcę samrtfona, kolorystyka w sumie nie ma znaczenia.

Dziś rano z kolei Lili pyta:
Rodzice kupicie mi papugę?
Ja: Prawdziwą?
L: Tak! Taką róziową! Co będzie gadała! I rano będzie mówiła: Lili wstań! Lili umyj zęby! Lili ubierz się!

Nasza różowa sajgonka jest piekielnie inteligentym trzylatem. Musi być. Tysia ćwiczy ją codziennie i na wszystkie sposoby. Wczoraj w samochodzie z uporem manaiaka przepytwała Lili z kolorów po angielsku. W ten sposób Lili zna już wszystkie podstawowe kolory w tym języku, ale i tak najukochańszym pozostaje pink;)

dziś w radio usłyszałam, że...

... Halloween to święto satanistyczne, na którym odprawniane są praktyki okultystyczne. I jak ja mam teraz wytłumaczyć to zjawisko sajgonkom,  starszej, która noc z piątku na sobotę spędziła w szkole oglądając horrory z okazji Halloween i młodszej, która w ciągu dnia w przedszkolu była przebrana za słodką Wiedźmę Kitty?
Cóż, zostawię tę kwestię tym, którzy lubują się w wyolbrzymianiu problemów, które nie istnieją.  

tabliczka schorzenia

Tysia przy niedzielnym śniadaniu mówi do eSBeka:
- Tato, a zapytaj mnie, ile to jest 3 i 3 i 3.
S: Tysia, ile to jest 3 i 3 i 3?
T: 9!
Ja: Ok, Tysia, a ile to jest 3 razy 4?
T: 12!
Ja: Tysia, Ty umiesz tabliczkę mnożenia!
T: No, i wiem ile to jest 10 razy 10!
Ja: Ile?
T: 100!
Ja: No, a skąd Ty znasz tabliczkę mnożenia?
T: A mam w zeszycie na okładce, to się na przerwach uczę!

To takie uczenie się z ciekawości i wytrwałość w tym to po eSBeku niewątpliwie.

sobota, 20 października 2012

wałkowanie

Od dłuższego czasu wałkuję następujący temat: jak pogodzić dom z pracą, pracę z domem, dopieszczenie dzieci z wykonywaniem na maksa zadań dla klientów, zastępowaniem dzieciom ojca, którego w domu ostatnio brak. Jak to wszystko pogodzić i jeszcze znaleźć chwilę dla zamęczonej wyrzutami sumienia duszy (bo dzieci odbierane nie przez matkę tylko opiekunkę, bo zamiast spokojnie przyjmować ich wieczorne zmęczenie drę się na nie, nie panując nad swoim wyczerpaniem) i zmęczonego ciągłym stresem ciała? Nie potrafię być mamą na "pół gwizdka". Nie umiem też wykonywać swojego zawodu tylko połowicznie. Nie wiem co mam robić. eSBek też nie ma pomysłu. Będę tak tkwiła w tym zaklętym układzie do momentu, kiedy nie padnę. I to mnie zatrzyma, na stałe albo tylko na chwilę. Na ten moment nie mam odwagi podjąć jakiejkolwiek decyzji. Ciągle myślę, że kiedyś moja sytuacja się zmieni, ale it's never ending story.    

środa, 10 października 2012

eSBek - negocjator

eSBek od wtorku siedzi w Warszawie. Właściwie to od poniedziałku, ale w poniedziałek wieczorem wrócił do domu, żeby wyjechać we wtorek rano. Dziś miał wrócić, ale musiałby znów jutro pojechać więc uzgodniliśmy, że zostanie. A zostanie do piątku. Sajgonki nastawiły się, że jednak dziś wieczorem ojciec będzie, więc przy podwieczorku, chwilę po rozmowie tel z eSBekiem, mówię:
- Dziewczyny, tata jednak nie wróci dziś do domu.
L: Dlaczego?!?
Ja: Bo negocjuje ważną umowę.
T: A słyszałam! I zarobi dla nas milion dolarów!

Chciałabym, żeby moje starsze dziecko było prorokiem. Wówczas nie cierpielibyśmy na chroniczny brak czasu i pracowalibyśmy jedynie dla przyjemności. A może i w ogóle. Marzenia.

Tysia kocha Franka, Franek kocha Tysię

Prawda znana od kilku lat. Franek wyprowadził się z domu, w którym wspólnie mieszkaliśmy. Tysia nie może dojść do siebie po jego wyprowadzce. Już drugi tydzień jest smutna z tego powodu.
Dziś zaczęła słuchać kolęd. I mając słuchawki na uszach przed zaśnięciem powiedziała płaczliwym głosem:
- Ja nic nie chcę dostać od Mikołaja. Tylko kalendarz z Frankiem.


wtorek, 2 października 2012

Praga

Sposób w jaki wyjeżdżaliśmy do Pragi, żeby uczcić naszą 10 rocznicę ślubu, chciałam opisać na blogu. I już nawet wymyśliłam jak brzmiałyby tytuł posta: "Rzecz o nas". Nie odpuściłam sobie. Tylko wyładował mi się komputer zanim wyjechaliśmy z kraju, bo przez całą drogę załatwiałam jeszcze sprawy służbowe. A potem już za granicą - nie miałam dostępu do neta i właściwie mi przeszło.
A chciałam napisać, że dzień przed 5-dniowym wyjazdem, ja wróciłam z biura po 18 a eSBek ok. 21. Że nie mieliśmy ani siły ani ochoty się pakować (dobrze, że mama przyjechała o 14). Że jednak resztkami sił przygotowałam sobie ubrania, po czym nie miałam siły ich wyprasować. Wobec czego o 23 wymyśliłam, że pożyczę żelazko podróżne od mojej przyjacióły i nawet rozpoczęłam akcję esemesową wydobywania od niej żelazka. Że jak powiedziałam  eSBekowi o tym, że zdobyłam żelazko ten popukał się w głowę i powiedział, że nie będzie o 23:30 jechał godzinę (przesadził - jakieś 40 minut), po to, żeby pożyczyć żelazko. Na co ja zrobiłam focha i poszłam spać ustawiając sobie zegarek na 4, żeby się spakować. Jak wstałam okazało się, że moje ubrania zostały przez eSBeka, co do jednego wyprasowane. I zrobiło mi się trochę głupio, że strzeliłam tego focha.

A w Pradze było tak cudnie, że postanowiłam o powyższych perypetiach nie pisać.

Program zwiedzania był tak intensywny, że byliśmy fizycznie wyczerpani. Jednego wieczora zadzwoniliśmy do dziewczyn i rozmawiając z mamą powiedziałam jej, że jesteśmy zmęczeni. Babcia Ircia podczas rozmowy telefonicznej przekazała to Tysi, która w swoim sarkastycznym stylu rzekła:
- Ale czym rodzice są zmęczeni??? Przecież nie ma z nimi dzieci!!!    

Poza Pragą urzekły mnie Karlove Vary a przede wszystkim Fabryka Behera, gdzie była degustacja Beherowki. Dobrze, że w dzień naszego wyjazdu do Pragi zniesiono w Czechach prohibicję.

O reszcie nie napiszę, ale obiecaliśmy sobie z eSBekiem, że będziemy tak co rok w dacie naszej rocznicy wyjeżdżać. Bo jak nas zamkną na kilkanaście godzin w autokarze, a następnie przez 4 dni jesteśmy tylko we własnej obecności, to możemy nacieszyć się sobą i w sposób naturalny pogadać. Nie ma zdawkowego rzucania informacji, bez uważności poświęconej drugiej osobie. Bo sajgonki, bo praca, bo obowiązki domowe, bo kot, bo pies, bo zmęczenie.

A miało być o Pradze, a wyszła "Rzecz o nas".