poniedziałek, 19 grudnia 2011

koncert kolęd

Dziś popołudniu wybraliśmy się całą rodzinką na koncert kolęd w wydaniu zerówkowiczów, pierwszo - i drugoklasistów z Tysi szkoły. Ładnie to brzmi "wybraliśmy się całą rodzinką". W rzeczywistości wyglądało to tak, że eSBek dobiegł z pracy, a ja zgarnęłam Lili spod domu - Lidka na mój telefon przygotowała ją na określoną godzinę i razem dotarłyśmy na miejsce. Cel został osiągnięty, całą trójką byliśmy 2 minuty przed czasem i starsza sajgonka nie musiała wypatrywać rodziców i siostry.
Rozpoczęło się kolędowanie w trzech językach. Najpierw po angielsku, później niemiecku a na końcu po polsku. Najpiękniej... Pierwszo i drugoklasiści przed tym występem zaczęli  rozkładać na podłodze cymbałki, przygotowywać trójkąty i taburyn. Zerówkowicze z zaciekawieniem przyglądały się tym przygotowaniom.
Lili na rękach ojca również. Zafascynowała się niemiłosiernie i nagle krzyknęła:
- Ale jaja!!!
Dorośli na sali wybuchnęli gromkim śmiechem. Lili czując ich wzrok na sobie, schowała buziaka w dłonie i powiedziała do eSBeka:
- Tatuś, wśtydzie sie. 
Po kolędowaniu zjawił się Święty oczywiście. Sama bym w niego uwierzyła gdybym była dzieckiem. Wyglądał jak prawdziwy, starszy biało brody (prawdziwa!) Pan z ogromnym poczuciem humoru, który zaczął od tego, że Mikołaj haruje w grudniu, cały miesiąc, a później to już tylko bara, bara, po czym ugryzł się w język i stwierdził, że potem to już tylko Bora Bora;)
Było cudnie Świątecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz