Tym razem dwie na jedną.
Sajgonki wycięły Loli sierść na głowie i brzuchu. Ciekawe czy odrośnie?
niedziela, 27 maja 2012
sobota, 26 maja 2012
kryzys c.d. ...
... na szczęście bez udziału Tysi.
Parę dni po tym jak udało mi się uspokoić Tysię, że poradzimy sobie z kryzysem, słuchalismy z eSBekiem rano radia. W serwisie informacyjnym usłyszeliśmy:
"Kryzys gospodarczy w Hiszpanii ma twarz dziecka".
Szybko spojrzałam na drzwi do pokoju sajgonek. Na szczęście były zamknięte. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem jakbym Tysiakowi wytłumaczyła okoliczność, że co czwarte dziecko w Hiszpanii jest niedożywione z powodu kryzysu.
A dziś z kolei była antyrządowa mainfestacja w Piernikowie. Przez przypadek znalazłyśmy się z sajgonkami w jej centrum. Sajgonki zachwycone, bo uczestnicy manifestacji głośno grali na bębnach. W pewnym momencie zaczęli głośno krzyczeć "Miasto to nie firma!". Tysia oczywiście nie omieszkała zapytać co to znaczy. Jednak tym razem nie sprostałam matczynym obowiązkom - nie potrafiłam sześciolatowi wytłumaczyć tak, aby zrozumiał, o co chodzi w tym całym galimatjasie.
Ale i tak jestem wystarczającą matką - na dzień mamy dostałam od zaspanej Tysi laurkę z wyklejoną i namalowaną rybą. Ucieszyłam się, a jednocześnie bardzo zafrapowana byłam tą rybą na tej laurce. Na moje pytanie dlaczego właśnie ryba, Tysia z rozbrajającym uśmiechem odpowiedziała, że przecież jestem fanką ryb! W sumie racja, mogłabym się zajadać kilogramami.
Parę dni po tym jak udało mi się uspokoić Tysię, że poradzimy sobie z kryzysem, słuchalismy z eSBekiem rano radia. W serwisie informacyjnym usłyszeliśmy:
"Kryzys gospodarczy w Hiszpanii ma twarz dziecka".
Szybko spojrzałam na drzwi do pokoju sajgonek. Na szczęście były zamknięte. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem jakbym Tysiakowi wytłumaczyła okoliczność, że co czwarte dziecko w Hiszpanii jest niedożywione z powodu kryzysu.
A dziś z kolei była antyrządowa mainfestacja w Piernikowie. Przez przypadek znalazłyśmy się z sajgonkami w jej centrum. Sajgonki zachwycone, bo uczestnicy manifestacji głośno grali na bębnach. W pewnym momencie zaczęli głośno krzyczeć "Miasto to nie firma!". Tysia oczywiście nie omieszkała zapytać co to znaczy. Jednak tym razem nie sprostałam matczynym obowiązkom - nie potrafiłam sześciolatowi wytłumaczyć tak, aby zrozumiał, o co chodzi w tym całym galimatjasie.
Ale i tak jestem wystarczającą matką - na dzień mamy dostałam od zaspanej Tysi laurkę z wyklejoną i namalowaną rybą. Ucieszyłam się, a jednocześnie bardzo zafrapowana byłam tą rybą na tej laurce. Na moje pytanie dlaczego właśnie ryba, Tysia z rozbrajającym uśmiechem odpowiedziała, że przecież jestem fanką ryb! W sumie racja, mogłabym się zajadać kilogramami.
poniedziałek, 21 maja 2012
refleks sześciolata
W sobotę byliśmy z sajgonkami na prawdziwym wiejskim weselu. Było tak bombowo, że Lili padła tuż przed oczepinami, a Tysia z wielkim przejęciem obserowowła wszystko, co działo się podczas ślubu i wesela. Tylko nie zanotowała jednej podstawowej kwestii...
Oczepiny miały się już ku końcowi, kiedy przyszedł czas na taniec z "młodymi" za kasę. Tysia zapytała co teraz będzie, więc wyjaśniłam jej zgodnie z prawdą, że teraz, aby zatańczyć z Panem lub Panną Młodą trzeba wrzucić pieniądze do odpowiedniego pojemnika. Tysia z zachwytem:
- Mamo, a dasz mi kasę?
Wyciągnęłam dychulę i jej podałam. Tysia pobiegła, wrzuciła do pojemnika Pana Młodego a następnie krótko z nim zatańczyła. Wróciła do mnie i patrząc jeszcze na Pana Młodego zapytała:
- Mamo, a ten Pan z którym teraz tańczyłam to już z kimś wziął ślub???
- Tak, Kochanie. Dzisiaj.
- Dzisiaj???
- Tak i dlatego teraz jesteśmy na jego i jego żony weselu.
Oczepiny miały się już ku końcowi, kiedy przyszedł czas na taniec z "młodymi" za kasę. Tysia zapytała co teraz będzie, więc wyjaśniłam jej zgodnie z prawdą, że teraz, aby zatańczyć z Panem lub Panną Młodą trzeba wrzucić pieniądze do odpowiedniego pojemnika. Tysia z zachwytem:
- Mamo, a dasz mi kasę?
Wyciągnęłam dychulę i jej podałam. Tysia pobiegła, wrzuciła do pojemnika Pana Młodego a następnie krótko z nim zatańczyła. Wróciła do mnie i patrząc jeszcze na Pana Młodego zapytała:
- Mamo, a ten Pan z którym teraz tańczyłam to już z kimś wziął ślub???
- Tak, Kochanie. Dzisiaj.
- Dzisiaj???
- Tak i dlatego teraz jesteśmy na jego i jego żony weselu.
niedziela, 20 maja 2012
kryzys
W piątek słuchałyśmy z Tysią Trójki. Nagle Tysia wpada do mnie do kuchni i z lekkim przerażeniem pyta:
- Mamo, jak dotknie wszystkich to i nas????
- Co Tysiu?
- No, w radio właśnie powiedzieli, że kryzys gospodarczy w Grecji dotknie wszystkich. To znaczy, że dotknie też nas?
- Tysiu, nie martw się tak bardzo, tata z mamą juz niejeden kryzys przeżyli.
- No doobra, ale jak kryzys dotknie rodziców, to dotknie też dzieci?
- Tysiu, głowa rodziców w tym, żeby dzieci nie odczuwały skutków kryzysu w Grecji.
- Mamo, a Lolcia? Czy ją też dotknie kryzys?
- No... jeśli tak, to trochę częściej będzie jadła kostki, a przecież je bardzo lubi, prawda?
- Prawda.
I to na chwilę uspokoiło Tysię, która w dalszej kolejności dochodziła, dlaczego akurat kryzys w Grecji ma dotknąć wszystkich. Kwestię Unii Europejskiej wytłumaczyłam na tle Tysiowego organizmu, a Grecją był środkowy paluszek, w który ostatnim czasem weszła drzazga. Poradziłyśmy sobie z tą drzazgą, choć nie bez problemów, ale porównanie trafiło do Tysi. Po tym już nie wracała do tematu.
- Mamo, jak dotknie wszystkich to i nas????
- Co Tysiu?
- No, w radio właśnie powiedzieli, że kryzys gospodarczy w Grecji dotknie wszystkich. To znaczy, że dotknie też nas?
- Tysiu, nie martw się tak bardzo, tata z mamą juz niejeden kryzys przeżyli.
- No doobra, ale jak kryzys dotknie rodziców, to dotknie też dzieci?
- Tysiu, głowa rodziców w tym, żeby dzieci nie odczuwały skutków kryzysu w Grecji.
- Mamo, a Lolcia? Czy ją też dotknie kryzys?
- No... jeśli tak, to trochę częściej będzie jadła kostki, a przecież je bardzo lubi, prawda?
- Prawda.
I to na chwilę uspokoiło Tysię, która w dalszej kolejności dochodziła, dlaczego akurat kryzys w Grecji ma dotknąć wszystkich. Kwestię Unii Europejskiej wytłumaczyłam na tle Tysiowego organizmu, a Grecją był środkowy paluszek, w który ostatnim czasem weszła drzazga. Poradziłyśmy sobie z tą drzazgą, choć nie bez problemów, ale porównanie trafiło do Tysi. Po tym już nie wracała do tematu.
wtorek, 15 maja 2012
ciągłość smaku i szczęki
eSBek mega szybko wszystko zajada. Kiedyś, gdy wrzucał do buzi orzeszki jeden po drugim, zwróciłam mu na to uwagę, a on stwierdził, że robi tak dlatego, żeby mieć "ciągłość smaku". Kolokwialnie rzecz ujmując ciągłość smaku polega na tym, że należy wziąć do ust kolejnego kęsa zanim połknie się poprzedniego.
I ciągłość smaku występuje też u naszej Tysi. Kocha jeść, robi to szybko i bez marudzenia a od urodzenia przy tym jedzeniu mruczy.
Dziś przed zajęciami w Galerii pojechałyśmy z sajgonkami na gofry. Lili z cukrem pudrem - najpierw wylizuje właśnie ten cukier a w dalszej kolejności zajada się suchym gofrem, Tysia z truskawkami, ja z bitą śmietaną.
Tysia zjadła szybko i przyczaiła się na gofra Lili. Ja dostrzegając to zaproponowałam jej gryza swojego. Tysia z radością w oczach przyjęła po czym ponownie z tęsknotą popatrzyła na mojego gofra. Znów jej dałam, a ona po przełknięciu powiedziała:
- Mamo, ja już wszytsko rozumiem!
- Co Tysiu?
- Ja jem szybko, bo mam młodą szczękę a Ty wolno, bo masz starą!
I ciągłość smaku występuje też u naszej Tysi. Kocha jeść, robi to szybko i bez marudzenia a od urodzenia przy tym jedzeniu mruczy.
Dziś przed zajęciami w Galerii pojechałyśmy z sajgonkami na gofry. Lili z cukrem pudrem - najpierw wylizuje właśnie ten cukier a w dalszej kolejności zajada się suchym gofrem, Tysia z truskawkami, ja z bitą śmietaną.
Tysia zjadła szybko i przyczaiła się na gofra Lili. Ja dostrzegając to zaproponowałam jej gryza swojego. Tysia z radością w oczach przyjęła po czym ponownie z tęsknotą popatrzyła na mojego gofra. Znów jej dałam, a ona po przełknięciu powiedziała:
- Mamo, ja już wszytsko rozumiem!
- Co Tysiu?
- Ja jem szybko, bo mam młodą szczękę a Ty wolno, bo masz starą!
niedziela, 13 maja 2012
Monty Python
Dziś wybraliśmy się na prawdziwą wyprawę rowerową z debiutującą w tej roli Tysią. Zdała egzamin na 6 pokonując - w lwiej części leśną 15-kilometrową trasę. Wracając, w związku z brakiem obiadu w domu, wylądowaliśmy na naleśnikach, a towarzysząca nam Lola została popilnować rowerów.
Nie wiem jakim cudem, ale sajgonki nadal roznosiła energia. My wypompowani. Tysia szalała po stole resorakiem, robiąc nim "twixy". Nie załapałam o co jej chodziło. Po jakim czasie zapakowała resoraka w chusteczkę i zapytała mnie:
- Mamo, czy tak się okrywa małe pieski?
Ja: Nie wiem. A po co?
M: Żeby czuły się bezpieczne.
Ja: Tysiu a gdzie ten piesek ma głowę?
Tysia rozjerzała się po lokalu po czym zapytała: Jaki piesek?
Ja: No ten którego zapakowałaś w chusteczkę.
M: Mamo! Przecież tam nie ma żadnego pieska! Ale Ty jesteś łatwowierna!
Nie wiem jakim cudem, ale sajgonki nadal roznosiła energia. My wypompowani. Tysia szalała po stole resorakiem, robiąc nim "twixy". Nie załapałam o co jej chodziło. Po jakim czasie zapakowała resoraka w chusteczkę i zapytała mnie:
- Mamo, czy tak się okrywa małe pieski?
Ja: Nie wiem. A po co?
M: Żeby czuły się bezpieczne.
Ja: Tysiu a gdzie ten piesek ma głowę?
Tysia rozjerzała się po lokalu po czym zapytała: Jaki piesek?
Ja: No ten którego zapakowałaś w chusteczkę.
M: Mamo! Przecież tam nie ma żadnego pieska! Ale Ty jesteś łatwowierna!
nowa geografia według dwuipółlata
Wracałam z sajgonkami z Tymonowego przyjęcia. eSBek z krzesłami drugim samochodem. Przejeżdżałyśmy przez Wisłę a Lili krzyczy:
- Mamo, Wisły!
Ja: Tak Lili. Rzeka Wisła.
Lili spojrzała w prawą stronę mostu, następnie w lewą, po czym rzekła:
- Nie, mamo! To Wisły, bo są dwie!
- Mamo, Wisły!
Ja: Tak Lili. Rzeka Wisła.
Lili spojrzała w prawą stronę mostu, następnie w lewą, po czym rzekła:
- Nie, mamo! To Wisły, bo są dwie!
jednak coś zostaje w głowie
Wczoraj było przyjęcie sajgonkowego kuzyna - Tymona. Dotraliśmy całą rodziną i już po Kościele i po sutym obiedzie zgraja kuzynostwa w liczbie 8 - najmłodsza: rok i 5 miesięcy, nastarszy: 11 lat i 7 miesięcy - wybyła przed dom.
Tysia ze swoją kuzynką Basią wdrapywały się na ogrodzenie. Basia boleśnie uderzyła się w kolano i zapytała głośno: Za co mnie to spotkało?
M refleksyjnie: Może coś zrobiłaś i jak ten ... no ten ... Bóg Cię ukarał?
B po chwilownym zastanowieniu: Pewnie coś zrobiłam...
Tysia ze swoją kuzynką Basią wdrapywały się na ogrodzenie. Basia boleśnie uderzyła się w kolano i zapytała głośno: Za co mnie to spotkało?
M refleksyjnie: Może coś zrobiłaś i jak ten ... no ten ... Bóg Cię ukarał?
B po chwilownym zastanowieniu: Pewnie coś zrobiłam...
środa, 9 maja 2012
bohaterka
Prawdziwą bohaterką pierwszych przedszkolnych dni Lili jest Tysia. Nagle wydoroślała i z niesamodzielnego zerówkowicza zrobiła się mega dzieciakiem.
1. Przebiera się sama z piżamek jak tylko ją poproszę.
2. Siada do śniadania jak tylko ja poproszę.
3. Ubiera się w bluzę i buty do wyjścia jak tylko ja poproszę.
4. Wsiada do samochodu na podstawkę bez marudzenia i sama zapina pasy.
5. W przedszkolu idzie na piętro, zdejmuje bluzę lub kurtkę, przebiera się w kapcie i schodzi do nas z pytaniem: Mamuś, czy w czymś Ci jeszcze pomóc?
Jest boska, choć nadal to nasza chodząca po drzewach, siedząca na ogrodzeniowych słupkach i niemiłosiernie szalejąca Pippi Pończoszanka, ze skarpetkami nałożonymi na lewą stronę, spadającymi spodniami i rozczochranymi włosami, kochająca śmigać na rowerze i wykorzystująca każdą okazję, aby się przejechać, nawet wówczas, jeśli celem jest jedynie oddalony o 100 metrów sklepik na rogu ulicy.
Tysia jest też moją osobistą bohaterką. Dziś po powrocie z przedszkola sajgonki poprosiły mnie o sorbet truskawkowy. Wyjęłam z zamrażalki, a że był twardy jak kamień, powiedziałam zniecierpliwionym sajgonkom, które zostały przed domem, że muszą chwilę poczekać. Po paru sekundach przyszła Tysia i zapytała, dlaczego jeszcze czekają. Odpowiedziałam jak wcześniej, na co Tysia:
- Mamo, a ciocia Gosia potrafi nakładać takie twarde lody.
Ja: Ok, rozumiem, ale pewnie ciocia Gosia jest lepsza ode mnie w te klocki.
Tysia zamykając za sobą drzwi wejściowe, mruczała pod nosem: Nieprawda, moja mama jest najlepsza ze wszystkich!
Dla takich chwil warto żyć.
1. Przebiera się sama z piżamek jak tylko ją poproszę.
2. Siada do śniadania jak tylko ja poproszę.
3. Ubiera się w bluzę i buty do wyjścia jak tylko ja poproszę.
4. Wsiada do samochodu na podstawkę bez marudzenia i sama zapina pasy.
5. W przedszkolu idzie na piętro, zdejmuje bluzę lub kurtkę, przebiera się w kapcie i schodzi do nas z pytaniem: Mamuś, czy w czymś Ci jeszcze pomóc?
Jest boska, choć nadal to nasza chodząca po drzewach, siedząca na ogrodzeniowych słupkach i niemiłosiernie szalejąca Pippi Pończoszanka, ze skarpetkami nałożonymi na lewą stronę, spadającymi spodniami i rozczochranymi włosami, kochająca śmigać na rowerze i wykorzystująca każdą okazję, aby się przejechać, nawet wówczas, jeśli celem jest jedynie oddalony o 100 metrów sklepik na rogu ulicy.
Tysia jest też moją osobistą bohaterką. Dziś po powrocie z przedszkola sajgonki poprosiły mnie o sorbet truskawkowy. Wyjęłam z zamrażalki, a że był twardy jak kamień, powiedziałam zniecierpliwionym sajgonkom, które zostały przed domem, że muszą chwilę poczekać. Po paru sekundach przyszła Tysia i zapytała, dlaczego jeszcze czekają. Odpowiedziałam jak wcześniej, na co Tysia:
- Mamo, a ciocia Gosia potrafi nakładać takie twarde lody.
Ja: Ok, rozumiem, ale pewnie ciocia Gosia jest lepsza ode mnie w te klocki.
Tysia zamykając za sobą drzwi wejściowe, mruczała pod nosem: Nieprawda, moja mama jest najlepsza ze wszystkich!
Dla takich chwil warto żyć.
poniedziałek, 7 maja 2012
koko euro spoko
Przynajmniej jeden pożytek z polskiego hitu na Euro 2012.
Tysia, śpiewając koko euro spoko, nauczyła się wymawiać literkę "R"!
Gratulujemy Jarzębinie z miejscowowści Kocudza w województwie lubelskim za uczynienie niemożliwego możliwym.
Może dzięki koko wygramy chociaż jeden mecz;)
Tysia, śpiewając koko euro spoko, nauczyła się wymawiać literkę "R"!
Gratulujemy Jarzębinie z miejscowowści Kocudza w województwie lubelskim za uczynienie niemożliwego możliwym.
Może dzięki koko wygramy chociaż jeden mecz;)
przedszkole i pochwały
Sajgonki pod względem szybkiego dostosowania się do sytuacji niewiele się różnią. Lili zawojowała panie z przedszkola, które nie mogły uwierzyć, że jeszcze nie skończyła trzech lat.
Dziś wszyscy oczywiście zadają Lili jedno pytanie: Jak było w przedszkolu? Na co świeżo upieczony przedszkolak odpowiada, że fajnie, ale nie lubi pana Daniela, bo jest "niepsyjemny". Choć wszystkim pokazuje otrzymaną od niego pięczątkę na dłoni. Tysi aż zaświeciły się na nią oczy po czym powiedziała, że pan Daniel daje takie tylko wyjątkowo grzecznym dzieciom. Ale Lili toleruje i uwielbia tylko jednego faceta - swojego ojca. To typowa córunia tatusia, która jak ktoś zapyta ją jak ma na imię odpowiada:
- Nazywam się Lila Skarbulec Tatusia!
Tysia natomiast przeszła od razu do konkretnych pytań.
M: Lili robiłaś dziś siusiu w przedszkolu?
Lili z dumą: Tak!
M: To zuch dziewczyna! I pamiętaj Lili jak Cię zerówkowicz chwali, to już nic więcej i lepiej nie musisz robić!
Nie muszę pisać, że Lili po pochwale Tysi była wniebowzięta.
Dziś wszyscy oczywiście zadają Lili jedno pytanie: Jak było w przedszkolu? Na co świeżo upieczony przedszkolak odpowiada, że fajnie, ale nie lubi pana Daniela, bo jest "niepsyjemny". Choć wszystkim pokazuje otrzymaną od niego pięczątkę na dłoni. Tysi aż zaświeciły się na nią oczy po czym powiedziała, że pan Daniel daje takie tylko wyjątkowo grzecznym dzieciom. Ale Lili toleruje i uwielbia tylko jednego faceta - swojego ojca. To typowa córunia tatusia, która jak ktoś zapyta ją jak ma na imię odpowiada:
- Nazywam się Lila Skarbulec Tatusia!
Tysia natomiast przeszła od razu do konkretnych pytań.
M: Lili robiłaś dziś siusiu w przedszkolu?
Lili z dumą: Tak!
M: To zuch dziewczyna! I pamiętaj Lili jak Cię zerówkowicz chwali, to już nic więcej i lepiej nie musisz robić!
Nie muszę pisać, że Lili po pochwale Tysi była wniebowzięta.
niedziela, 6 maja 2012
koniec
Koniec dłuugiego weekendu. I koniec jakiegoś etapu w naszym życiu. Nasza mała Lili idzie jutro pierwszy raz do przedszkola. Trochę się stresuję...
... i przypominam sobie pierwszy dzień Tysi w przedszkolu. Z duszą na ramieniu poszłam ją odebrać, a jak mnie zobaczyła to zapytała, dlaczego tak szybko przyszłam. Podobnym tekstem uraczyła następnego dnia eSBeka, któremu z kolei zadała pytanie, czy jeszcze wróci do przedszkola.
Zobaczymy, czy pod względem niezwykle szybkiego dostosowywania się do nowych sytuacji, sajgonki są podobne, czy też się znacznie różnią.
... i przypominam sobie pierwszy dzień Tysi w przedszkolu. Z duszą na ramieniu poszłam ją odebrać, a jak mnie zobaczyła to zapytała, dlaczego tak szybko przyszłam. Podobnym tekstem uraczyła następnego dnia eSBeka, któremu z kolei zadała pytanie, czy jeszcze wróci do przedszkola.
Zobaczymy, czy pod względem niezwykle szybkiego dostosowywania się do nowych sytuacji, sajgonki są podobne, czy też się znacznie różnią.
wtorek, 1 maja 2012
majówa...
...rozpoczęła się jakimś wrednym
wirusem, którego Tysia potraktowała sześciodniową gorączką - ostatni podryg
choroby był makabryczny, bo dostał od niej prawdziwe 39,4 o 2.30 w nocy z
piątku na sobotę i zakończył swoje panowanie w Tysiowym organizmie.
Lili - zodiakalny Lew, a jednak mniej wojownicza - zwalczyła wirusa w 4 dni, tylko dwukrotnie przekraczając 38 kresek na termometrze. Od najbliższego poniedziałku idzie do przedszkola, więc kolejne uodpornienie na wirusa możemy odfajkować.
Ten
wyjątkowo długi weekend mieliśmy spędzić na babskim wypadzie u Babci
podpatrując łosie, wilki, bobry i dzikie kaczki, ale z powodu pogromu
chorobowego i matczynych zaległości zawodowych, Babcia przyjechała do nas.
eSBek, który nie mógł uwierzyć, że zostanie na tydzień sam w domu i
niemiłosiernie przeżywał jak to będzie za nami "tęsknić", nie mógł
sprawdzić jakie to szczęście pozbyć się trzech bab na cały tydzień. No cóż … na otarcie łez przyjechała teściowa;)
Dziś wylądowaliśmy w parku dinozaurów wykorzystując z sajgonkami wszelkie możliwe atrakcje. Głupio się przyznać, ale ja w parku dinozaurów najbardziej uwielbiam łańcuchową karuzelę, bo przypomina mi szaleństwa z dzieciństwa. Razem z Tysią nie przepuścimy żadnej okazji, aby się przejechać łapiąc się nawzajem już w powietrzu, zakręcając łańcuchy i puszczając z rozmachem. A że w "naszym" parku dinozaurów takie atrakcje usytuowane są wśród drzew, wrażenia są ponad przeciętne. Dziś z Tysią kręciłyśmy się co najmniej z 5 razy. Lili natomiast nie pozostaje w tyle za starszą siostrą, bo tyleż samo razy - o ile nie więcej używała karuzeli łańcuchowej dla młodszych dzieci.
Pogoda
przecudna, oby tak dalej, to na pewno zregenerujemy się po ostatnich trudach.
Lili - zodiakalny Lew, a jednak mniej wojownicza - zwalczyła wirusa w 4 dni, tylko dwukrotnie przekraczając 38 kresek na termometrze. Od najbliższego poniedziałku idzie do przedszkola, więc kolejne uodpornienie na wirusa możemy odfajkować.
Dziś wylądowaliśmy w parku dinozaurów wykorzystując z sajgonkami wszelkie możliwe atrakcje. Głupio się przyznać, ale ja w parku dinozaurów najbardziej uwielbiam łańcuchową karuzelę, bo przypomina mi szaleństwa z dzieciństwa. Razem z Tysią nie przepuścimy żadnej okazji, aby się przejechać łapiąc się nawzajem już w powietrzu, zakręcając łańcuchy i puszczając z rozmachem. A że w "naszym" parku dinozaurów takie atrakcje usytuowane są wśród drzew, wrażenia są ponad przeciętne. Dziś z Tysią kręciłyśmy się co najmniej z 5 razy. Lili natomiast nie pozostaje w tyle za starszą siostrą, bo tyleż samo razy - o ile nie więcej używała karuzeli łańcuchowej dla młodszych dzieci.
Subskrybuj:
Posty (Atom)